Był 26.04.2010. Pamiętam, że byłam potwornie zestresowana. Jakiś czas temu zawalił mi się świat. Miałam wszystko i wszystko z dnia na dzień straciłam. Stało się. Nic mnie już nie trzymało w miejscu, w którym żyłam. Zmiana środowiska, nowa praca i wielkomiejski zgiełk. Najpierw zebranie nowicjuszy. Pamiętam, że o ile bardzo rzadko tak mam, od razu wiedziałam, że z nią się dogadam. I miałam rację. Chociaż tak bardzo, w tym nowym środowisku, czułam się gorsza i inna. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że spotkałam anioła. Teraz, kiedy minęło pięć lat, kiedy znowu jestem po moim osobistym „końcu świata” mogę to powiedzieć bez mrugnięcia okiem. Dwie tak różne osoby, a jednocześnie takie podobne. Czasem nie musimy nic mówić a i tak się rozumiemy. Czasem mamy ochotę się podusić, ale to byłoby bez sensu…Jedna drugą ostrzega przed kolejnymi głupstwami i pociesza jak już się owe głupstwa dokonają. To z Nią mam tradycję pieczenia pierników na Boże Narodzenie, to jej myłam okna w mieszkaniu, to jej na złamane (na szczęście tylko chwilowo) serce gotowałam pomidorową i to z nią, po wypadku, w kołnierzu ortopedycznym, pojechałam do Torunia i spałam w pokoju bez okna <3 Mamy też tylko nasze wspomnienia i jest ich bardzo, bardzo dużo. Ale jak tu pisać o przyjaźni…? Jak napisać, że ktoś, kto jeszcze niedawno był zupełnie obcy nagle stał się tak bliski. Bo Ona jest jak Siostra z wyboru. I nie ważne są te momenty kiedy jesteśmy na siebie złe i tak znowu przyjdzie lato i pójdziemy na lody do Malinovej.
Agata, dziękuję Ci, że przez te wszystkie lata byłaś blisko mnie, że mną się śmiałaś, ze mną płakałaś, chciałaś uchronić przed bólem i rozczarowaniami, nawet jeśli się nie słuchałam ;) Bądź. Życzę Ci kolejnych 5*10lat w przyjaźni ze mną. Jesteś dla mnie jak definicja Przyjaciela.