Czasem tak się zdarza, że mamy upatrzone miejsce, gdzie zamierzamy zrobić obłędnie piękne zdjęcia. Planujemy wizytę przez długi czas a potem… a potem życie to weryfikuje.

Miejsce idealne

Ogrody na Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego jawiły mi się jako idealny cel fotograficzny. Od wielu lat planowałam je odwiedzić, bo jakoś było wiecznie nie po drodze. Nawet jak mieszkałam rzut beretem od nich. W ubiegłą niedzielę nadeszła ta upragniona chwila. Uzbrojona w aparat i najlepsze towarzystwo pojechałam na Powiśle.

Intymnie

Na miejscu, (po 20-minutowym szukaniu miejsca parkingowego) okazało się, że ogród jest rzeczywiście piękny, zadbany, ale ludzi tak samo mnogość jak i roślin. I w zasadzie by mi to nie przeszkadzało, zawsze można komuś z ukrycia zrobić jakąś artystyczną fotkę. Problemem dla mnie były ekstremalnie wąskie ścieżki. Powiesz, że się czepiam, bo przecież im węższe betonowe ścieżki, tym więcej miejsca na zieleń. Ale ja tam przyjechałam robić zdjęcia. Robić zdjęcia na manualnych ustawieniach, z manualnymi ustawieniami ostrości. To nie jest pstrykanie jak popadnie. Takie fotografowanie, zwłaszcza kiedy ktoś, tak jak ja się uczy, wymaga czasu. A jak tylko zatrzymałam się na ścieżce, żeby zrobić jakąś fotografię, nieomal natychmiast czułam czyjś oddech na plecach. Dlatego z pasjonujących fotografii nic nie wyszło, a ja głęboko oddychałam, żeby nie dać się zawiedzionym oczekiwaniom.