Dziś będzie o łóżku. Zapowiada się pikantne? Tak. Tylko trzeba pominąć fakt, że właśnie cierpię męki z okazji fatalnego wirusa (pierwszy raz w życiu pękła mi żyła, ale kroplówka pycha!). To może na początek słowo wprowadzenia. Mam duże, wygodne łóżko. Przydałoby się zmienić materac, ale przyjdzie na to czas. Po obu jego stronach stoją szafki nocne. Zawsze o takich marzyłam. Można myśleć, że szafki te uginają się pod ciężarem książek. Otóż nic bardziej mylnego. Bo ja, Drodzy Państwo, to co kocham, lubię mieć blisko siebie. I tak oto budzę się rano, leżąc na środku mojego łóżka, szafki nocne puste, a obok mojej głowy leżą: trzy książki papierowe, notatnik, Kindle, telefon i aparat. Brakuje tylko mikrofalówki i żelazka. Ale chciałabym skupić się na książce, którą właśnie skończyłam.
Ostatni weekend spędziłam u moich cudownych Przyjaciół, a że znana jestem z komplikowania sobie życia, to Przyjaciele owi mieszkają 450 km ode mnie, w Zielonej Górze. I wygląda na to, że to prawdziwa moc przyjaźni, bo nie zamienię ich na pewno na tuzin warszawiaków. Otóż ten wyjazd był o tyle wyjątkowy, że wszystko zrobiłam inaczej niż zwykle. Zazwyczaj to ja robiłam tam milion zdjęć, tym razem to ja na nich jestem. Zawsze starałam się zawozić tam książki, tym razem przywiozłam przyzwoitą kupkę sobie. Pewnie będzie to kolidować z moją listą lektur na Historię Literatury Polskiej, ale cierp ciało, jak się starej babie studiować zachciało.
Na pierwszy ogień poszła Wisłocka ze swoją „Sztuką kochania”. Przy okazji wejścia do kin filmu o jej życiu, ta książka sprzed czterdziestu lat przeżywa prawdziwy renesans. Trochę mi było wstyd, że wcześniej jej nie przeczytałam, ale w końcu dopiero poznałam Mikołajka i Jeżycjadę, więc to chyba odpiwiednia kolejność?
Nie ma co ukrywać, książkę tę powinien przeczytać absolutnie każdy. Bo oprócz czysto technicznych aspektów stosunku, mówi też o kochaniu w najczystszej postaci. O szacunku, zrozumieniu, wspólnym staraniu się dla osoby, którą kochamy. Oczywiście siłą rzeczy są momenty, gdzie trąci myszką, ale w tamtych czasach to musiała być prawdziwa rewolucja. Osobiście czytając ją miałam bardzo mieszane uczucia. Ale to chyba taka romantyczna tęsknota za poczuciem, że jest się kochanym. Brakowało mi też dwóch tematów, ale sądzę, że czterdzieści lat temu pisanie o tym mogło zaprowadzić Wisłocką na stos ;) A może kiedyś ja o tym napiszę (Żart. Duży kaliber.)
Kto nie czytał, niech nie czeka. Jest to doskonały sposób na spojrzenie na TE sprawy z innej perspektywy. A ja, ze swojej strony życzę Wam wszystkim razem i każdemu z osobna miłości. W każdej postaci. Abyście mogli wykorzystać zdobytą wiedzę, mieli o kogo dbać i dać się komu rozpieszczać. Niech każdy dzień będzie przepełniony poczuciem, że nie jesteście sami, a dla tej najbliższej Waszemu sercu osoby, najważniejsi na świecie. Nikt nie powinien być zwodzony, oszukiwany i wykorzystywany. Starajcie się tylko jeśli działa to w dwie strony. I jeszcze jedno. Nigdy nie zapominajcie, że dwie osoby to para, a trzy to już tłok, a w miłości nikt nie chce być piątym kołem u wozu.