Niewiele nowego można powiedzieć o Remigiuszu Mrozie. Czytają go wszyscy, zdecydowanie wie, jak zatrzymać przy sobie czytelnika. Ja już tylko delikatnie unoszę kąciki ust, kiedy słyszę jak kolejna osoba po przeczytaniu jego książek ma ochotę go znaleźć i udusić, bo „jak można tak skończyć książkę?!”. Oczywiście mam tak samo, ale przecież to idealny sposób, żeby nie pozostawić nam wyboru – chcąc nie chcąc sięgniesz po kolejną część. Ja sięgnęłam. 

Dziś słów kilka o Oskarżeniu, czyli 6. (!) części perypetii Chyłki i Zordona. Ciężko powiedzieć, żeby była to sympatyczna para. Bezkompromisowa pani mecenas i jej aplikant, który, w moim mniemaniu ledwie dotrzymuje jej kroku. Nie będę zagłębiać się w charakterystykę postaci, bo podejrzewam, że pewnie ich kojarzysz, a jeśli nie, to nie będę zabierać Ci przyjemności poznawania ich. Bo jest to niewątpliwie przyjemność. Człowiek zatraca się w tych książkach. Każdej. Bez wyjątku. I tym razem nie było inaczej. Przepełniona napięciem po poprzednim zakończeniu zaczęłam czytać i znowu przepadłam. Mróz w formie, Chyłka w formie, Zordon w formie. Przynajmniej w literackiej. Mamy upadki, morderstwa, szybkie samochody, zachcianki ciążowe. Mamy genialne budowanie napięcia i zakończenie w stylu Mroza. Nie będę się rozwodzić nad treścią, bo to nie o to chodzi. Książka jest świetna i nikt jej tego nie zabierze. Ale. Tak, jest ale. I nie mam na myśli literówek w druku, bo to się zdarza. Nie mam na myśli potknięć edycyjnych i „kraju, który nie potrafi się komunikować” (dosłownie: „Za to chłopak, wysłany na drugi koniec kraju, który nie potrafi się komunikować”). Biedny kraj. Ale jak mówię nie to jest moim „ale”. Chodzi o to, że po raz szósty sięgnęłam po książkę z serii. Tym razem, oprócz lekkości czytania, ciekawej historii i świetnych zwrotów akcji, podczas czytania towarzyszyła mi frustracja i irytacja.

Czy to był ten jeden raz za dużo? Kiedyś żartowałam sobie, że wyobrazić to sobie można zakończenie Mody na sukces, bo było to nie do pomyślenia. Modę na sukces zdjęli, to teraz mamy Chyłkę. Kolejna część serii nie przyniosła w zasadzie żadnego uporządkowania w życiu bohaterów. Zdaje się, że zrobiła nam się książkowa wersja telenoweli. Chyłka zrobiła się trochę Esmeraldą, a Zordon Juanem Alonso. Ja telenowel nie lubię. I mam ogromna nadzieję, że autor ma już zakończenie tej serii i po kolejnej części będę odczuję spokój i zamknę z sympatią historię tych bohaterów.