Cóż za osobliwe uczucia towarzyszyły mi podczas lektury książki Sąsiednie kolory. Nie zawsze były jednoznaczne, nie zawsze pozytywne, ale zawsze sprawiały, że po przerwaniu czytania miałam w głowie dużo „materiału” do przerobienia.
Ból
Trochę wstyd się przyznać, ale Sąsiednie kolory to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jakuba Małeckiego. Tak, oczywiście, że słyszałam chociażby o książce Rdza, ale sami rozumiecie – książek tak dużo, czasu tak mało. Moja kupka wstydu to od lat hałda hańby i każdy książkoholik wie, że z tym się nie wygra. Z drugiej strony, czy to nie piękne i ekscytujące, że wciąż tyle literackich przygód i doświadczeń przede mną? Mam nadzieję, że będą chociaż w połowie tak dobre jak Sąsiednie kolory. To książka, między wieloma innymi, o tym, że każdy z nas nosi w sobie jakiś ból. Jakieś pytanie, na które nie sposób znaleźć odpowiedź. Czasem to bóle fantomowe, ale nie wiadomo czego. Jesteśmy świadomi jakiegoś braku, ale nie potrafimy go zdefiniować. Zawiesza to nas w próżni między szczęściem a rozpaczą.
Ale w koło wcale nie jest wesoło
Ta książka jest smutna. Lata dwudzieste ubiegłego wieku, prowincjonalne miasteczko (Koło), zwykli ludzie, zwykłe życie. Ale czy aby na pewno? Krystian robi trumnę dla Iwony, która umarła z tęsknoty. Jego żona poszłaby nawet do samego diabła, żeby dać mu syna, więc ich córki znajdują Diabła (który ma psa Boga). Iwo i Aniela nie żyją, a egzystują. Mikołaja policjant przegania z mostu, z którego chciał się rzucić. Leokadia walczy z kormoranem. No i Lolek. Lolek jest bardzo ważny. Chociaż od lat nie żyje. Autor krzyżuje historie tych wszystkich ludzi w krótkich rozdziałach. Taka forma sprawiła, że czasem gubiłam się w tym gąszczu postaci. Można pomyśleć, że dodaje to książce dynamizmu, ale w moim odczuciu wcale tak nie było. Owszem, wywołało to poczucie równoczesności – małe miasteczko, gdzie dużo się dzieje, wydarzenia się zazębiają, drogi przecinają, a sprawy komplikują. Ale, w jakiś kompletnie niezrozumiały dla mnie sposób, autorowi udało się ukryć w tej książce jakiś… zaklęty spokój. Na szczególną uwagę zasługuje dbałość o szczegóły i detale. I z tej mieszanki udało mi się wyłuskać historię o pasji, o śmierci, o miłościach, które czasem, z upływem czasu, zmieniają swoją wartość.
Pytania bez odpowiedzi
Sąsiednie kolory to książka, która ma w sobie jakiś fenomen. Nie jest to przyjemne czytadło, a wciąga bez reszty. Czy można umrzeć z tęsknoty? Czym jest szczęście? Gdzie jest granica między dobrem i złem? Czy to, co kochamy, może próbować nas zabić? Czy istnieje coś takiego, jak dobry moment, żeby zmienić swoje życie? Rzucić wszystko i przemeblować je po swojemu? To tylko kilka pytań, które zrodziły się w mojej głowie podczas lektury tej książki. Czy znalazłam w treści odpowiedzi? Ależ skąd! Czy potrzebowałam tego, żeby je znaleźć? Nie. Ja bardzo lubię książki z niedopowiedzeniami, gdzie nic nie jest czarno – białe, oczywiste i proste. To taki dowód na to, że autor nie ma czytelników za idiotów, a po drugie, pozostawia pole do popisu dla wyobraźni. Bo z literaturą jest trochę jak z prawdą w cytacie z Sąsiednich kolorów: „(…) raz skonstruowana prawda najczęściej żyje własnym życiem, niezależnie od twórcy, i że zazwyczaj nie sposób jej zatrzymać”. Nie wińcie czytelników za to, że każdy z nich, widzi w danej książce coś innego. To jest najpiękniejsze!
Sąsiednie kolory
Znasz to powiedzenie, że trawa u sąsiada jest zawsze zieleńsza? Albo to, że ludzie charakterologicznie dzielą się na kolory? Mogą być czerwoni, żółci, zieloni lub niebiescy? Bardzo długo zastanawiałam się o co chodzi z tym tytułem. Jedyne, co przyszło mi do głowy to z jednej strony różnorodność – każdy człowiek jest inny, a z drugiej, że mamy Ze sobą więcej wspólnego, niż nam się wydaje. Bo czy wszystkie kolory nie pochodzą od trzech podstawowych barw? No właśnie. Dla mnie Sąsiednie kolory to książka naszpikowana alegoriami. Na czytelniku ciąży ogromna odpowiedzialność, żeby dotrzeć do wszystkich tych treści, które są ukryte między niezwykle zgrabnie skonstruowanymi zdaniami. Książka ta budzi niepokój, zmusza do myślenia. Przepyszne niedopowiedzenia sprawiają, że wszystko tak naprawdę może wydarzyć się w głowie osoby, która akurat Sąsiednie kolory postanowiła przeczytać.