Sven Lindqvist: Wytępić całe to bydło

Nowy rok czytelniczy zaczęłam z grubej rury. Ciężko powiedzieć, żebym sięgnęła po lekka i przyjemna lekturę, ale jedno jest pewne – nie żałuję. Rozsiądź się, zabieram Cię w długa podróż. A nawet dwie!

Moja racja jest mojsza

Sven Lindqvist, szwedzki dziennikarz wziął się za temat, przecież nie nowy, ale z pewnością wciąż szokujący i niewyczerpany. Książka podzielona jest na dwie części. W pierwszej podróżujemy z autorem po Afryce, w drugiej po Australii. Co łączy te kraje? Bydło. Bo tak zostali określeni rdzenni mieszkańcy tych kontynentów. Nie przez autora, nie, nie. Przez ludzi sprzed lat, którzy mieli się za lepszych. Człowiek jest barbarzyńcą. Na domiar złego, nienasyconym barbarzyńcą. W tej książce widać to jak na dłoni. Ludziom jest wiecznie mało. Pieniędzy, terytorium, władzy. To okropna choroba. Człowiek na każdym kroku musi udowadniać (głównie przed samym sobą) swoją wartość. Nawet kosztem innych. Rości sobie prawo do oceniania, kto jest dobry, a kto zły, zapominając, że punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia.

Bezpańskie bydło

W czasach, kiedy na mapie wciąż były białe plamy, kiedy doszło do ewolucji broni, która dała białemu człowiekowi poczucie wyższości, dokonywało się okrutnych zbrodni. Biały człowiek stał się bóstwem tym samym dał sobie prawo do ziem niczyich, które wcale niczyje nie były. Przede wszystkim skutkowało to właśnie „tępieniem tego bydła”, za które uchodzili rdzenni mieszkańcy. Z pewnością większość nas wie o eksterminacji Żydów, ale prawda jest taka, że do eksterminacji dochodziło dużo wcześniej. Bezsprzecznie, słowo to nie ogranicza się do jednej nacji. Godne zauważenia jest, że dla białego „zdobywcy” istniał podział tylko na białych i czarnych. Tym samym z równą zaciętością tępił mężczyzn, kobiety, a nawet dzieci. Oczywiście nie sposób pominąć faktu, że eksterminacja nadal trwa. Z tą różnicą, że współczesny człowiek eksterminuje faunę.

Kulturalna uczta

Nie podlega dyskusji, że pisanie o tym, w jaki sposób biały człowiek traktował tubylców, nie jest łatwy do strawienia. Autor znalazł jednak sposób na to, żeby czytelnik był skupiony. Wprowadził krótkie podrozdziały, które przenosiły nas między historią a współczesnością. Drugą „zagrywką” jest nasycenie tej książki. Ona nie ogranicza się do historii kolonializmu w Afryce i Australii. Mamy tu urzekające analizy dzieł literackich, które opowiadają o kolonializmie. Mamy przytoczone życiorysy postaci historycznych, takich jak Conrad, Hitler czy Freud. Z pozoru wydawałoby się, że nie mają oni ze sobą związku. A jednak. Podejrzewam, że gdyby nie te wstawki, ciężko byłoby ze spokojem czytać o okrucieństwach, które człowiek zgotował drugiemu człowiekowi. I to tylko przez kolor skóry i szerokość geograficzną, na jakiej przyszło mu się urodzić.

Czy bydło może być bydłem?

Będę powtarzać, że poprawność polityczna momentami zaszła za daleko. Nie da się napisać historii na nowo. Dodatkowo pisanie o haniebnych czynach białych ludzi powinno być przestrogą. Mnie mocno oberwało się, kiedy nagrałam audiobooka Jądra ciemności. Zarzucano mi, że powinnam się wstydzić, że niektóre słowa przechodzą mi przez gardło. Wydaje mi się jednak, że książek tez nie napiszemy na nowo. Niech będą wyrzutem sumienia. Do czego jednak zmierzam. Zmierzam do tego, że trzeba wykazać się dużą odwagą, żeby napisać w dzisiejszych czasach książkę o kolonializmie. Trzeba z rozwaga dobierać słowa, mieć w sobie dużo pokory i delikatności. Wytępić całe to bydło z jednej strony prowokuje już tytułem, z drugiej bardzo skrupulatnie wyjaśniono dlaczego autor używa takich, a nie innych słów. Bardzo to cenię i bardzo podobała mi się ta ostrożność.

Trudne, a doskonałe

Gdybym przeczytała tę książkę w grudniu, obawiam się, że moje TOP3 2023 wyglądałoby inaczej. Ta książka jest kapitalna. Począwszy od samego tematu, wciąż nie do końca wyczerpanego i rozliczonego, skończywszy na pomyśle zastosowania narracji pierwszoosobowej. Autor jest dociekliwy. Zabiera nas w podróż po ziemiach, które widziały zagładę rdzennych mieszkańców. Pokazuje nam je ze współczesnej perspektywy. Nie zadowala się powierzchownymi wnioskami. Zgłębia nie tylko historię, ale tez słowa, jakimi określane są działania „innych” ludzi. Przybliża czytelnikowi wierzenia, sztukę, tradycje, które umarły razem z całymi plemionami. Oswaja z myślą, że kolonializm był siłowym, brutalnym wciskaniem rdzennych mieszkańców ramy. W ramy znane oprawcom, bo wszystko co inne, nieznane przeraża.

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem WAB.