Krzysztof Gajda: Jacek Kaczmarski. To moja droga

Są biografie, które się otwiera, i czyta jednym tchem. Nie idzie wręcz ich odłożyć. Zazwyczaj bierzemy się za czytanie tych, które dotyczą kogoś, kogo znamy, cenimy, szanujemy, kogo życiem jesteśmy zafascynowani. Chcemy zacząć i jak najszybciej skończyć, jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego. Pytanie czy warto tak się spieszyć?

Przyznam się Wam szczerze, że moim największym marzeniem jest skończenie rozgrzebanych do granic możliwości studiów polonistycznych. Jestem polonistką, bo nią się jest, a nie zostaje. To się ma w sobie, w sposobie mówienia, pisania, myślenia, notorycznego poprawiania innych, wzbudzania w nich strachu przed odzywaniem się w mojej obecności.  Tak czy inaczej, problemy finansowe, niebywały pech i nieporadność życiowa sprawiły, że dotychczas nie udało mi się zdobyć tego papieru, który, wydaje mi się, określa wartość człowieka w dzisiejszych czasach. To jeden z moich największych kompleksów i  na pewno największa bolączka, spędzająca sen z powiek.

Tak czy inaczej, wiedziona wstydem, uporem i samozaparciem, po wielu, wielu latach wróciłam na uczelnię. Pracę dyplomową piszę (tak, nadal piszę) z motywów biblijnych u Kaczmarskiego. Będąc na tegorocznych Warszawskich Targach Książki dorwałam w okazyjnej cenie niezwykle ciekawą biografię Jacka Kaczmarskiego, popełnioną przez Krzysztofa Gajdę. Przyznaj, że kiedy słyszysz „Kaczmarski”, myślisz Mury. Generalne w świadomości ludzkiej jest to bard Solidarności. I wiecie co? Zupełnie niechcący i niezamierzenie. Mury –  piosenka zainspirowana hiszpańską melodią ludową, a tekstem nawiązująca do L’estaca śpiewanej przez Lluisa Llacha po prostu była tym, czego Solidarnosć potrzebowała. Jacek nad tym ubolewał, bo ludzie słyszeli tylko o wyrywaniu murom zębów krat, bo akurat to chcieli słyszeć. Liczył się tylko refren, zwrotki, w których mury rosły już umknęły.

Ale nie chcę tu pisać o Murach, chcę napisać, jak cenna, bezkompromisowa jest ta książka. Mnie osobiście trochę obdarła Kaczmarskiego ze stereotypów wyżej wspomnianego barda. Oczywiście wiedziałam, że nie był raczej milczkiem, nie wylewał za kołnierz, ale czytając historię jego życia, wiele było momentów, kiedy miałam ochotę odłożyć książkę, bo nie potrafiłam pogodzić się z tym, co wyprawiał. Jak ranił kobiety swojego życia, jaki był egoistyczny, zagubiony, niedojrzały, przy jednoczesnym niebywałym talencie. Czy zdajesz sobie sprawę, że ten gość, w kilka dni potrafił napisać kilka, jeśli nie kilkanaście utworów.  To były te momenty, kiedy starałam się oddzielić Kaczmarskiego – człowieka, od Kaczmarskiego – artysty. Tak jak po jego śmierci zrobiła to jego córka z drugiego małżeństwa – Patrycja Volny. Nie wypowiada się zbyt pochlebnie o ojcu – alkoholiku, awanturniku, który koniec końców porzucił ją i jej matkę. Ale jako córka, jest świadoma jak wspaniały dorobek literacki i muzyczny po sobie zostawił. Dokładnie tego dnia, kiedy z książki dowiedziałam się o jej [córki] istnieniu, okazało się, że ma koncert w księgarni po sąsiedzku. Nie poszłam. Jednak miałam jakieś opory po tym, jak przeczytałam, jak mówi o ojcu. Teraz trochę żałuję, ale nieistotne.

Tak jak napisałam wyżej, znałam mniej więcej losy Jacka Kaczmarskiego.  Głównie dzięki prezentacji maturalnej, którą też przygotowywałam o nim. Siłą rzeczy wiedziałam jak się ta książka kończy. Doskonale pamiętam tę Wielką Sobotę, kiedy Kaczmarski zmarł. Żeby pokazać Ci siłę z jaką podziałała na mnie końcówka książki Gajdy, napiszę tylko, że jechałam tramwajem i łzy płynęły mi strumieniem. Jak suche fakty potrafią uderzyć… Kaczmarski wielkim poetą był. Można podważać słuszność jego postępowania za życia, ale nikt nie odbierze mu imponującego dorobku artystycznego. Biografii tej poświęciłam prawie miesiąc. Nie chciałam jej kończyć jak najszybciej. Przerywałam czytanie bardzo często. Analizowałam fakty, myślałam co by było gdyby. I z całą odpowiedzialnością muszę powiedzieć, że to była niezwykle wartościowa lektura, przy której pośpiech był kompletnie niewskazany. Autor idealnie i obiektywnie przedstawił życie Kaczmarskiego. Wyczuć można, że panowie znali się osobiście (Gajda pisał doktorat o Kaczmarskim, w trakcie pisania którego zaprzyjaźnili się), co tym bardziej podkreśla jak cenne jest to, że mimo przyjaźni, autor nie omijał wszystkich niechlubnych faktów z życia poety.