Sama zapewne nie sięgnęłabym po tę pozycję. I wygląda na to, że dużo bym straciła. Ale skoro była na liście lektur do przeczytania na zajęcia z filozofii, to nie miałam wyjścia. i Własnie za takie przypadki jestem wdzięczna losowi.
Sun Tzu, żyjący na przełomie VI i V w p.n.e. jest pierwszym znanym teoretykiem wojennym. Sztuka wojny jest tak naprawdę tym co zostało z jego nauki, często są to fragmentaryczne rozdziały, które, dzięki opatrzeniu w komentarze, zdradzają czytelnikowi bezcenne, genialne w swojej prostocie prawdy wojenne.
Ale czy rzeczywiście sztuka wojny, w swoich prostych, jasnych radach dotyczących postępowania z przeciwnikiem dotyczy tylko wojny? Mam wrażenie, że prawdy zawarte w Sztuce są na tyle uniwersalne, że można je wykorzystać również do naszych codziennych, życiowych „wojen”. Cała książka jest niczym innym jak zbiorem mądrości, przydatnych do stosowania w relacjach międzyludzkich, gdzie niejednokrotnie dochodzi do nieporozumień. Bo czy rada, żeby podejmować walkę tylko w przypadku pewnego zwycięstwa, albo ta, która mówi o tym, że na najwięcej stać człowieka, który nie ma nic do stracenia, nie jest ponadczasowa i uniwersalna?
Dla mnie ta książka mówi o sztuce wojny, ale jest szkołą życia, idealnym podręcznikiem dla współczesnych zarządzających ludźmi, a także ich podwładnych, którzy chcieliby zrozumieć postępowanie tych, którzy są ponad nimi.
Najlepszą recenzją dla Sztuki wojny niech będzie fakt, że mimo upływu tylu wieków od sformułowania tych traktatów, wciąż jest na nowo wydawana.