Wojciech Chmielarz: Rana

Dziś recenzja książki poleconej mi przez Mamę mojej Przyjaciółki. Rana to ta pozycja, która chociaż przeczytana w jeden dzień, pozostaje w głowie na długo, a wnioski płynące z lektury zmieniają się w miarę upływu czasu.

Rana jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Wojciecha Chmielarza. Właściwie to nie wiem dlaczego. Na instagramowych kontach wielokrotnie przewijało mi się to nazwisko, a opinie były bardzo przychylne. Chociaż nie, doskonale wiem dlaczego dopiero teraz na niego trafiłam. Bo książek tak dużo a czasu tak mało! Ten urodzony w Gliwicach pisarz jest również dziennikarzem i laureatem nagrody „Złoty Pocisk”, którą otrzymał za Żmijowisko. A nasze pierwsze spotkanie na pewno nie pozostanie ostatnim.

Rana jest w każdym z nas

Klementyna jest dojrzała kobietą. Po długiej przerwie, którą spędziła na opiece nad chorą matką, dostaje pracę w dobrej, prywatnej szkole na warszawskim Mokotowie. Wychowywana była w dyscyplinie, surowo, twardą ręką. Mimowolnie, bardzo często wraca do wspomnień, gdzie była krzywdzona i karana. Z czasem okazuje się jednak, że i ona skrywa mroczną tajemnicę. Ela jest trzydziestoletnią polonistką w szkole, w której pracować zaczyna Klementyna. Od razu znajdują nić porozumienia. Ukradkiem chodzą nawet „na dymka” do szkolnej toalety. W oczy rzuca się napięcie między nią, a dyrektorką szkoły. Dodatkowo Gniewomir, jej uczeń, zamiast prac domowych dostarcza jej obcesowe, wulgarne rysunki, a z mężem utracili bliskość już dawno temu. Marysia jest uczennica Eli. Do prywatnej szkoły trafiła dzięki stypendium. Odstaje od reszty grupy, którą stanowią dzieciaki z dobrych domów. Od pewnego czasu jednak dostaje gorsze stopnie, zmienia się także jej wygląd. Zachodzi w ciążę. Jej śmierć pod kołami pociągu zaczyna naszą historię.

Książka o… dzieciach

Rana jest z pozoru książką niewymagającą. Sięgasz, czytasz w mgnieniu oka, żeby odłożyć i zapomnieć. Taka dobra pozycja na lato. Odpowiednia ilość rozrywki, ciekawa historia, Warszawa w tle. Czyta się przyjemnie. Ale! Ja do tej pozycji podeszłam nieco inaczej. Im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym szerszą analizę psychologiczną bohaterów robiłam. Dla mnie ta książka jest o dzieciach. O tym jak niezaprzeczalne skutki w dorosłym życiu ma nasze dzieciństwo. Jak rany, zadane bardziej lub mniej świadomie przez naszych bliskich, zabliźniają się, ale nigdy nie goją. Jaką odpowiedzialnością jest powołanie na świat małego człowieka i kształtowanie go w taki sposób, żeby uniknąć pewnego rodzaju zwichnięć wrażliwości tego przyszłego dorosłego człowieka. Siłą rzeczy gdzieś skojarzyło mi się to wszystko z książką Nie zaczęło się od Ciebie. Borykałam się i nadal borykam z przekazem jaki niesie Rana. Najwięcej problemu mam z zakończeniem, którego oczywiście nie zdradzę, ale które pozostawiło we mnie pytanie. Czy to była słuszna decyzja, czy branie odpowiedzialności za cudze błędy po pierwsze nie jest próbą uspokojenia własnego sumienia, potrzebą nałożenia na siebie kary tak wielkiej, żeby w końcu poczuć, że odpokutowało się swoje winy? A po drugie czy nie przyniesie to w przyszłości kolejnych ran noszonych w innych ludziach?