Zuzanna Ginczanka jest niewątpliwie moim poetyckim odkryciem tego roku. Wstyd się przyznać, ale niewiele o niej wiedziałam, ale ciesze się, że trafiłam na jej twórczość i mogę nadrobić stracony czas. A było tak…
Pamiętam, że najpierw mignęła mi na instagramie okładka tomiku poezji Zuzanny Ginczanki. Od razu wpadła mi w oko, więc zrobiłam zrzut ekranu i obiecałam sobie, że do niej wrócę. Potem poszłam na premierę wspominanego tomiku. Wtedy po raz pierwszy wzięłam do ręki tę okazałą pozycję. Biała, twarda oprawa, z naszkicowanym, niedokończonym portretem Zuzanny. Niedokończonym jak jej życie. Izolda Kiec – autorka zbioru wzbogaconego o rękopisy i noty o Ginczance, włożyła całe swoje serce, by stworzyć to dzieło właśnie w takiej formie i aby pamięć o Ginie nie umarła. Paradoksalnie, jak już trafiłam na tę poetkę, to nagle zaczęłam ją spotykać coraz cześciej.
Czekała na odkrycie
W biografii Gombrowicza na przykład wyczytałam, że Witold miał do niej ogromną słabość, że była ona przyjaciółką Skamandrytów, a w Ziemiańskiej tworzyła z Gombrowiczem stolik alternatywny. Po wybuchu wojny, jako żydówka, musiała uciekać z Warszawy. trafiła do Krakowa, gdzie została wydana przez sąsiadów i finalnie rozstrzelana w obozie koncentracyjnym. I o tym właśnie jest dzisiejszy wiersz. O zdradzie, o tym, co po niej zostanie o chciwości i fałszywych przyjaciołach. Oczywiste nawiązanie do Pieśni III Horacego – tytuł Non omnis moriar, z łaciny oznacza nie wszystek umrę” Zuzanna, choć umarła tak młodo w tak tragicznych okolicznościach, zostawiła nam cudowne wiersze, charakteryzujące się lekkością, wrażliwością i mówiące o niezwykłym talencie autorki. Głęboko wierzę, że gdyby nie przedwczesna śmierć, dałaby nam jeszcze wiele cudownych wzruszeń podczas lektury jej wierszy niepowstałych.
***
Non omnis moriar – moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóżby obcym.
Bliscy moi – nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze –
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury prutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.
Przeczytaj, posłuchaj
Postanowiłam, że wzbogacę nieco mój cykl #tuwimówi i od dziś, każdy wiersz możesz również posłuchać, w moim skromnym wykonaniu. Taka niespodzianka. Mam nadzieję, że się spodoba, aby odsłuchać kliknij tutaj