Wiesz co? Nie wiem co powiedzieć. Jeszcze nigdy książka tak mnie nie zaskoczyła i jeszcze nigdy żadna książka nie wzbudziła we mnie tak skrajnych emocji jak Słońce narodu.
Współcześnie na wskroś
Słońce narodu to moje pierwsze spotkanie z Kubą Wojtaszczykiem. I powiem tak, tylko tak młody autor jak Wojtaszczyk mógł zrobić coś tak odważnego i nieprzewidywalnego. W jego notce biograficznej czytamy, że lubi absurd. Oj tak, w Słońcu absurd unosi się w powietrzu! Wdziera się przez nozdrza! Powieść powstała na podstawie zapisków z pamiętnika znalezionego przez autora na pchlim targu. Gdyby nie napisał tego wprost, w życiu bym w to nie uwierzyła. Ale już się nauczyłam, ze współcześni twórcy po prostu lubią kontrowersje, lubią poruszać, przekraczać granice. Lubią wysoki poziom abstrakcji.
Rodzina dysfunkcyjna
Co w tej książce się nie dzieje! Trzyosobowa rodzina Małeckich jest dysfunkcyjna i przebywając w ich mieszkaniu, człowiek ma wrażenie, że jest na oddziale szpitala psychiatrycznego. Renata i Gucio, oboje po czterdziestce. Ona, ocalała z Powstania Warszawskiego, gdzie pod murami, ratując ją zginęła jej matka. Renia jest rozmodloną dewotką, bluźnierczo zakochaną w Lolku – Janie Pawle II. Jej snucie planów z Wojtyłą w roli głównej jest co najmniej dziwaczne. Gustaw. Właśnie powiesiła się jego matka. Donosiła. Od jej śmierci zaczynają nawiedzać go dziwne sny w roli głównej z węgierską rodziną. W małym chłopcu odnajduje siebie i zaczyna uważać tychże bohaterów snu za swoją rodzinę. Woli ją od swojej prawdziwej. Jawa zaciera mu się ze snem. Paweł. Dwudziestoletni leń, żyjący marzeniami. Ambitny w chory sposób. Nie może pogodzić się z utratą swojej dziewczyny Eli. Nie robi w życiu nic poza życiem swoimi porażkami. Jemu rzeczywistość też się trochę zaciera. Niektóre opisy jego wyczynów są po prostu obrzydliwe. Potrafił narysować sobie Elkę, rozmawiać z nią i onanizować się przy tej kukle.
Ostra jazda bez trzymanki
Nie wiem co jest takiego w tej książce, że jednocześnie odrzuca i przyciąga. Cały utwór jest głęboką analizą psychologiczną. Babranie się w cudzej głowie, głowie tak popapranej, było dla mnie męczarnią, ale nie potrafiłam jej odłożyć. Po prostu musiałam wiedzieć co się dalej wydarzy w tym misz-maszu. Gdzieś podświadomie wierzyłam, że te opisy rodem z Orzeszkowej, ta guma, która bohater żuje tak a nie inaczej, ta opadająca powieka, ta konsystencja śliny, że to wszystko na pewno jest istotne. Ale nie znalazłam odpowiedzi dlaczego. A jednocześnie brnęłam dalej. Bo jednak abstrahując od tej nienormalnej rodziny, dotykałam przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Przezywałam wybór papieża Polaka, zimę stulecia, wybuch w Rotundzie. Widziałam codzienność PRLu. I pewnie to mnie trzymało mnie do końca tej lektury.
Non fiction pełna fikcji
Bardzo chciałabym poznać oryginalne zapiski tego pamiętnika, na podstawie którego powstało Słońce. Zastanawiam się czy któreś z tych absurdalnych zachowań Małeckich rzeczywiście miało miejsce, czy jest to czyta fikcja literacka. Naprawdę po lekturze tej książki miałam sieczkę w głowie. Każdego dnia zastanawiam się czy to dobra, czy zła pozycja. bo z jednej strony absurd jest dla mnie nie do zniesienia, oburza i momentami odrzuca, a z drugiej przyciąga nadzieją, że wszystko ułoży się w logiczną całość.