Stare chińskie przysłowie, a raczej przekleństwo obyś żył w ciekawych czasach, wydaje się nam, współczesnym, bardzo NA CZASIE. Z drugiej strony, czy nasi dziadkowie i pradziadkowie nie żyli w takowych? Pandemie, wojny, zamachy i inne nieszczęścia, które wpływają na nasze postrzeganie świata, były są i będą. Teraz po prostu świat „skurczył się”. Dostęp do informacji jest tak prosty, że dużo więcej „końców świata do nas dociera”. Pogłębiając w nas samotność i odosobnienie. Wszyscy doskonale wiemy co się do tego przyczyniło. Największe błogosławieństwo i jednocześnie największe przekleństwo naszych czasów – internet.

Samotność w tłumie

Wciąż pamiętam dźwięk modemu telefonicznego, który w szkolnej sali umożliwił mi mój pierwszy raz z internetem. Dziś nosimy tenże internet w kieszeni naszych spodni. Wielu z nas wykorzystuje go do pracy, rozwijania pasji. Jest również ciemna strona internetu. Ogromna część, niestety, zauważa u siebie początki uzależnienia i obawy tzw FOMO, czyli strach, że kiedy nie będziemy obecni w sieci, coś nas ominie. Nigdy wcześniej dostęp do pornografii nie był tak prosty, powodując nie tylko wypaczony wizerunek seksualności, ale także poważne uzależnienia. To bogactwo bodźców, ciągłe i łatwe otaczanie się ludźmi, pozorna anonimowość, dająca złudne poczucie bezkarności sprawiły, że ludzie zachłysnęli się siecią. Nagle okazało się, że można pod pseudonimem komuś ubliżyć, dowartościować się czyimś kosztem. Ludzie wylewają swoje frustracje, bez refleksji, co ich słowa mogą zrobić, jak wpłynąć na drugą osobę. Wreszcie ci, którzy nie radzą sobie w życiu w rzeczywistości, szukają w sieci sobie podobnych i próbują stworzyć rzeczywistość alternatywną tak, aby zrekompensować sobie swój codzienny znój. W wyniku otaczania się awatarami i ludźmi, o których wiedzą tylko tyle, na ile pozwala ich kreacja w sieci, pogłębiają swoje poczucie samotności w prawdziwym życiu.

Z kamerą wśród… przegrywów

Właśnie na tej ostatniej grupie postanowiły się skupić dwie dziennikarki – Patrycja Wieczorkiewicz i Aleksandra Herzyk w swoim reportażu Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności. Autorki przez półtora roku między innymi na Wykopie i Wolierze Goblinów, obserwowały i rozmawiały ze środowiskiem raz zwanych przegrywów czy inceli. Pod tymi słowami kryją się mężczyźni, którzy ze względu na swój wygląd, odbiegający od kanonów męskiego piękna, schorzenia fizyczne i psychiczne, nie mogą znaleźć miłości/szczęścia. Duża część z nich dobiega trzydziestki i nigdy nie było w związku, nie trzymało dziewczyny za rękę, czy nie uprawiało seksu. Samotność i narastające frustracje sprowadziły ich w jedno miejsce, by razem ponarzekać na swój los. Chociaż głównie na kobiety. A i słowo „narzekanie” jest tutaj dużym niedopowiedzeniem. łatwo się domyśleć, że dwudziestokilkuletni prawiczek nie pała sympatią do kobiet. tym bardziej, pojawienie się w ich przestrzeni dwóch dziennikarek nie było po ich myśli. Ogromne ukłony należą się autorkom za ich pracę. Nie jest łatwo wykonywać swoją pracę, będąc wyzywaną i obwinianą za całe zło świata.

Pierwsze wrażenie

Powiem szczerze, że z pierwszym rozdziałem poczułam smutek. Było mi szkoda opisywanego chłopaka. Nie miał w życiu łatwo. Jego żal, złość i bezradność były całkowicie zrozumiałe. I to tyle. każdym kolejnym rozdziałem, z każdą kolejną osobą, moje oczy robiły się coraz większe. Mizoginia, nienawiść, obwinianie całego świata. To z czasem zaczyna przebijać przez kolejne strony. Polot i fantazja w wymyślaniu kolejnych obraźliwych określeń kobiet – naprawdę imponujące. Licytowanie się, kto ma gorzej – niebywałe. Bohaterowie są tak skupieni na swoim fatalnym położeniu, że nie szukają rozwiązań. Aby lepiej wyobrazić sobie klimat tego miejsca, pomyśl o najbardziej biernych i skrzywdzonych ludziach w jednym miejscu. Dla ogromnej części taki Wykop to miejsce, w którym spędzają całe dnie. W końcu nie maja stałej pracy. Nie przystąpili do matury, bo i tak, w ich mniemaniu, by jej nie zdali. Wegetują, a nie żyją.

Wołanie o uwagę

To jest przeraźliwie smutna, a jednocześnie przerażająca książka. Mamy w niej wizerunek głęboko nieszczęśliwych mężczyzn. Jednocześnie otwiera ona czytelnika na niewyobrażalny problem odosobnienia ludzi, którzy w większości mają niezaspokojone podstawowe potrzeby bliskości. Oczywiście w dużej mierze członkowie tej społeczności stosują hiperbolizację. Dzięki temu, w końcu mogą być w czymś najlepsi. Nawet jeśli tylko w byciu najgorszym. Tylko że to wyolbrzymianie jest wołaniem o pomoc. Jednakże nie zawsze wiąże się to z akceptacją pomocy. Czyli: pomagaj mi, ale nie pomóż. Znam wielu nieszczęśliwych ludzi. Prawdę mówić sama czasem mam poczucie, że nie jestem szczęśliwa. Z drugiej strony, coraz częściej obserwuję coś, co ja nazywam „rozgaszczaniem się w swoim nieszczęściu”. Biczowaniem się tym w nieskończoność. Każdy ma inny sposób na radzenie sobie z emocjami. Ja płaczę. Ale wyznaczam sobie czas na bycie rozlazłą, a potem idę do przodu. Czy jeśli mnie zdradził partner, to mam kilka lat opowiadać, że wszyscy faceci zdradzają? Jeśli ja mam krzywy nos, to mam głosić, że każda kobieta z pięknym nosem to <tu wstaw obelgę>? Jak rzuciła mnie miłość mojego życia, to przez pół roku mam w mediach społecznościowych wrzucać zdjęcia i piosenki, od których ma się ochotę się pochlastać? Środowisko inceli trochę tak wygląda.

Z nami, albo przeciwko nam

Niepokojący jest fakt ogromnej agresji wśród przegrywów. Nie daj Boże komuś uda się (chociaż to dość niefortunne określenie) stracić dziewictwo, spotkać miłość, innymi słowy przestać być incelem – już po Tobie. Zjedzą Cię, zakrzyczą, odsądzą Cię od czci i wiary. Nic tak nie boli, jak szczęście drugiej osoby. Bo przecież zebraliśmy się tutaj, żeby być nieszczęśliwymi. Samotność to ten wspólny mianownik spajający. Taplaj się w nieszczęściu, czerp z niego energię do nienawidzenia wszystkim, którym się w życiu udało. Pamiętaj, że To hermetyczna grupa, której nigdy nie uda się wyjść na ludzi i pogódź się z tym. Chyba najbardziej przerażona byłam zdarzającymi się pochwałami dla zamachów na ludzi szczęśliwych. Czy po prostu tych spoza incelosfery. To przyklaskiwanie strzelaninom w szkołach w Stanach zjednoczonych, w imię uwypuklenia problemu przegrywów. Nie chcę nawet myśleć o tym, że któremuś przyszłoby do głowy zrealizować taki plan. Współczuje im położenia życiowego, ale mordowanie to nie rozwiązanie.

Samotność na zawsze?

Mam problem z tą książką, bo tak wiele chciałabym o niej napisać. Mam mnóstwo notatek, pozaznaczanych cytatów. Z drugiej strony nie chcę pozbawić czytelników samodzielnego przejścia przez lekturę. Tym bardziej, że autorki zrobiły doskonałą robotę. Na pewno nie było im łatwo. Z jednej strony znalazły się w środowisku, w którym większość nienawidzi kobiet. Zdobycie chociażby cienia zaufania w takich warunkach, to nie lada wyzwanie. Na oddzielną uwagę zasługuje ich asymilacja językowa. Z każdym kolejnym rozdziałem coraz swobodniej wychodzi im używanie charakterystycznych dla tego środowiska słów. Bo musisz wiedzieć, że nie każdy przegrywa jest incelem, ale każdy Ince jest przegrywem. Na dodatek „p0lka” nie powinna budować w Tobie przynależności narodowej, a wywołać porządnego focha. No i kim, do diaska jest chad? Na te i szereg innych pytań odpowie książka Przegryw. Reportaż na miarę naszych czasów, pozwalający, może nie rozwiązać pewien palący problem, bo to nie jest łatwe, ale na pewno zaznaczyć go i, być może wywołać szerszą społeczna dyskusję. Samotność to nie wyrok.