Nie bez powodu w zakładce „Kim jest Karo?” znajdziecie zapis,  że chodzę i strzelam. A strzelam serią, bo jak każdy wyborowy strzelec, wiem, że takie strzelanie zwiększa szansę na sukces. Ja lubię odnosić sukcesy, Ty pewnie też. A czasem zdarza się tak, że sukces w fotografii odnosi się zupełnie przypadkiem. Dziś będzie krótko i zwięźle. O jednym z błędów, jaki robią początkujący pstrykacze. Kiedyś to było super. Wkładało się kliszę do aparatu, robiło się 36 zdjęć i oddawało się ową kliszę do wywołania. Pamiętasz te emocje, to zniecierpliwienie, kiedy dostawało się w końcu kopertę ze skarbem w postaci zdjęć? I nierzadko okazywało się, że jedno jest prześwietlone, inne niedoświetlone,  jeszcze innym razem w ogóle komuś ucięto głowę. Tak czy inaczej, ja bym chciała wrócić do tych czasów…

Obecnie aparaty wyposażone są w wyświetlacze LCD, które… psują całą zabawę. Pomijając kwestię oczekiwania, fotografowie często robią coś strasznego. Mianowicie podczas robienia zdjęć od razu przeglądają co tam zrobili. Ale to małe miki. Oni potrafią skasować coś pięknego. Bo na pierwszy rzut oka wcale piękne nie jest. Pamiętaj, że aparat wyposażony jest w niewielki wyswietlacz. Potem idziesz do domu, włączasz komputer, zaczynasz oglądać zdjęcia i myślisz sobie, że jednak to zdjęcie, które było wcześniej totalną pomyłką ma to coś i okazuje się jest hitem.

Ja skończyłam z bezpośrednim kasowaniem zdjęć na aparacie i Tobie też polecam. Przeglądam je na komputerze, gdzie widzę kazdy szczegół i nagle coś co było mankamentem, okazuje się charakterystyczną cechą i tworzy klimat zdjęcia. Na poparcie załączam zdjęcie, które nazywam uchwyceniem pioruna w locie. Było do usunięcia. Totalnie rozmazane. Modelka tak się spieszyła, że straciła nogi!!! Podkręciłam kontrast, wrzuciłam b&w i okazuje się, że…ma to coś! Uwierz mi. Najbardziej żałuję tego, że nie potrafię powtórzyć takiej techniki. Zdjęcie zrobiło się samo! Ja tylko nacisnęłam spust migawki i dałam mu szansę, nie usuwając go od razu.