Dopiero kiedy człowiek mierzy się z tak wielką literaturą, dochodzi do niego jak ubogie jest to, co teraz czyta się ze względu na modę. Ostrzegam, że Hrabia Monte Christo to książka, po której ciężko wrócić do literatury współczesnej.

Mam mimo wszystko głęboka nadzieję, że moi czytelnicy słysząc nazwisko Aleksander Dumas, nie płonią się ze wstydu i są w stanie, nie sięgając do Wikipedii wskazać choć jeden tytuł tego francuskiego pisarza. I jeśli nie byłby to Hrabia Monte Christo właśnie, to może chociaż Trzej muszkieterowie. Dla mnie Dumas to prawdziwy wirtuoz słowa. Niezbitym dowodem talentu pisarza do przedstawiania rzeczywistości literackiej w sposób niezwykły, niech będzie fakt, że wszystkie jego powieści miłosne trafiły do… indeksu ksiąg zakazanych!

Wyzwanie

Do Hrabiego Monte Christo wróciłam po latach. Po raz pierwszy natomiast sięgnęłam po wersję papierową. Nie byłam świadoma, że pierwsza część powieści liczy ponad 700 stron! Tylko dlaczego, skoro lekturę całości (około 1300 stron) mam już za sobą? Otóż za pierwszym razem czytałam obydwie części w wersji elektronicznej, gdzie nie ma stron a procenty. Książka po prostu jest tak fenomenalnie napisana, że nie czuje się tej objętości. Strony płyną jedna za drugą, wciągając czytelnika i przenosząc go w świat Francji, Hiszpanii, Włoch XIX wieku. Widząc więc opasłe tomiszcze, nie daj się zniechęcić, bo istotnie warto.

Szczęście jak domek z kart

Hrabia Monte Christo opowiada nam trudną, skomplikowaną, niełatwą historię głównego bohatera Edmunda Dantesa. Poznajemy go jako niespełna dziewiętnastolatka, który po powrocie z wyprawy (był marynarzem), podczas której zmarł kapitan, ma objąć dowództwo na statku, co wywołuje falę zazdrości w Danglarsie, członku załogi. W czasie rozładunku statku, korzystając z urlopu danego mu przez właściciela okrętu, postanawia ożenić się ze swoją narzeczoną Mercedes. Z tym z kolei nie potrafi pogodzić się Fernando – zakochany w niej przyjaciel. Panowie, wiedzeni zazdrością piszą donos na Edmunda, który zostaje oskarżony o bonapartyzm i osadzony z więzieniu na wyspie If.

Zemsta smakuje najlepiej na zimno

Dalsze perypetie Edmunda to trudy czternastu lat osadzenia, przyjaźń ze współwięźniem, księdzem Farią, który nie tylko wykształci Dantesa, ale też pomoże zdobyć niewyobrażalne bogactwo. To wszystko pozwoli Edmundowi zrozumieć co takiego wydarzyło się w jego rodzinnych stronach i dlaczego został oskarżony. Upływ czasu i nagłe wzbogacenie zmieniają bohatera nie do poznania. Pozwala mu to odszukać winnych swojej niedoli i małymi krokami przygotowywać zemstę. Tak z naiwnego, uwikłanego w polityczny spisek młodzieńca, zamienia się w zimnego, wyrachowanego bogacza, który każdemu odpłaca według ich wcześniejszych zasług. Zaczyna od pomocy tym, którzy okazali serce jego ojcu, kiedy on był w więzieniu. Następnie dociera do spiskowców sprzed lat. Los był dla nich łaskawy, dużo osiągnęli, to tym bardziej podsyca w nim poczucie niesprawiedliwości i żądzę zemsty.

Komunikacja niełatwa a skuteczna

Oprócz oczywistych kwestii fabuły, historii przemiany wewnętrznej głównego bohatera, Dumas serwuje nam cudowną podróż do czasów  Europy XIX wieku. Podróżujemy po wzburzonych falach Morza Śródziemnego, obserwujemy karnawałowe zwyczaje w Rzymie i publiczne egzekucje. To co szczególnie mnie urzekło to fakt, że w świecie, gdzie nie było internetu, telefonu a środkami lokomocji były konie i statki, obieg informacji miał się bardzo dobrze. Można było po 14 latach wrócić w swoje strony i bez trudu dotrzeć do ludzi, których się szuka, nawet jeśli przenieśli się do wielkiego miasta. Dziś, mimo wielu natychmiastowych środków komunikacji, ciężko spotkać nam się w obrębie nawet tego samego miasta. Czyżby postęp cywilizacyjny jednak oddalił ludzi od siebie.

Nie ma słów

Hrabia Monte Christo to jedna z tych powieści, o których napisać, że są genialne to nie napisać nic. Majstersztyk, powieść wybitna. Na szczególne uznanie zasługuje kapitalne połączenie ze sobą wszystkich wątków i osób. wszystko, co nawet pozornie nie miało ze sobą większego związku, składa się w spójną, zajmującą czytelnika całość, która po prostu chce się czytać i do której co ważne, chce się wracać, z każdy kolejnym razem zauważając i wynosząc coś nowego. Czyż nie na tym polega geniusz dobrej powieści?