Zaryzykuję tezę, że każdy z nas miał w swoim życiu taki moment, kiedy natknął się na przedmioty po swoich najbliższych. Czy to porządkując dom po dziadkach, których już zabrakło, czy odnajdując na strychu stare pudła. Te rzeczy potrafią wiele mówić. Tak wiele ile my jesteśmy w stanie z nich wyczytać.

Anna Król jest, w mojej ocenie, kobietą przesiąkniętą literaturą. Autorka książek i scenariuszy, reżyserka. Spotykam ją każdego dnia, przechodząc obok Big Book Cafe, kawiarnio – księgarni, do której mam przysłowiowy rzut beretem. Nie ukrywam, że odległość do tego miejsca była jednym z argumentów za wynajęciem mieszkania, w którym obecnie jest moje miejsce na ziemi. To właśnie Anna Król jest dyrektorką Big Book Festival, który co roku zamienia moją ulice w raj dla wszystkich kochających literaturę. Aha, wspomniałam, że jest również prawnuczką Jarosława Iwaszkiewicza? Nie? To własnie to robię!

To nie jest biografia

Zacząć książkę od pogrzebu głównego bohatera, od opisu pierwszych chwil po jego śmierci, informacji o tym, w co był ubrany i gdzie stała trumna, to odważne posunięcie. Nie sprawi jednak, że czytelnik nie przywiąże się do owego bohatera. I, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, to nie główny bohater jest tu głównym bohaterem. Pokręcone? W rzeczy samej. Bo w tej książce najważniejsze są rzeczy. To nie jest biografia, przedstawiająca poszczególne etapy życia Iwaszkiewicza. To migawki z jego życia. A pretekstem do ich opisania, są przedmioty, które po sobie zostawił, a które były świadkami, z pozoru zwykłych wydarzeń

To nie są wspomnienia

No dobrze, trochę minęłam się z prawdą. To wcale nie są migawki z życia Iwaszkiewicza. To MOGŁYBY być takie migawki. Autorka urodziła się zaledwie kilka miesięcy przed śmiercią pisarza. Tym samym nie może mieć z nim żadnych wspomnień. Wie o nim tyle, ile usłyszała od najbliższych, czy przeczytała w artykułach. Ale jedzie do Stawiska, do muzeum, w którym mieścił się jego dom i ogląda przedmioty po nim. Każdy z nich jest pretekstem do snucia historii o tym, jak mógłby być używany. I tak zwykły portfel, czy kolekcja krawatów, w połączeniu z wiedzą, jaką Anna Król posiadała o sposobie bycia Iwaszkiewicza, tworzy piękne historie. Intymne i dające jednoznaczny obraz pisarza jako człowieka. Bynajmniej nie idealnego.

Miłość od pierwszego… usłyszenia

Tak, zgadza się, ta książka to była moja miłość od pierwszego usłyszenia. pamiętam paskudne (zdaje się) zimowy dzień w pracy, kiedy (zdaje się) koło południa w Programie Trzecim Polskiego Radia usłyszałam jak nie pamiętam kto czytał pierwsze strony Rzeczy. Już wtedy wiedziałam, że ta książka będzie moja. Przesycona emocjami, ukazująca Iwaszkiewicza z nieznanej mi dotąd strony. Chciałam ją i już. Ta książka to podróż nie w czasie, ale PO CZASACH. Współczesność zazębia się w tym, co minione, co daje cudowna machinę czasu. A trybikami tejże machiny są rzeczy, nie ludzie. Rzeczy nie byle jakie, bo należące do Jarosława Iwaszkiewicza – postaci o tyle genialnej, co niejednoznacznej, nieco zadufanej w sobie, a nade wszystko nietuzinkowej.