Pomyśleć, że myślałam,ba! przekonana byłam, że zaburzenia mocy będą mi się już zawsze kojarzyły z moimi ukochanymi „Gwiezdnymi Wojnami”, a tu taka niespodzianka… Ale zacznijmy od początku.
Okazuje się, że nie tylko podczas zatrzymań w amerykańskich filmach, wszystko co się mówi może być użyte przeciwko nam. Moi znajomi już po dziurki w nosie mają mojego powtarzania, że uwielbiam książki z Warszawą w tle. To niebywała fajda chodzić tymi samymi ścieżkami, co bohaterowie literaccy (albo po prostu jestem nienormalna). Niemniej jednak odwiedziny Przyjaciół z Zielonej Góry, prócz wspaniale spędzonego weekendu zaowocowały kolejną książką w mojej prywatnej, skromnej biblioteczce. Wiedząc, że nie do końca ode mnie zależnie, nieprędko pojawię się w Zielonej, zrobili mi Oni (Aga, Dominik dziękuję Wam!) psikusa i podarowali książkę właśnie z Zieloną Górą w tle. Dowcipnisie… Biedna ja – kilka pierwszych rozdziałów „Będę Cię szukał, aż Cię odnajdę” czytałam z mapą w drugiej ręce. W zasadzie to już okładka nie zaintrygowała. Ok, może pani ma na niej za niskie szpilki, ale nikt nie jest idealny, prawda? A potem było już tylko lepiej. W nie najlepszych co prawda okolicznościach, ale poznajemy cudnego chłopaka. Tak literalnie – gość nazywa się Cudny i ma cudowne moce, nieprzeciętny umysł, możliwość zaskakująco szybkiej regeneracji (a mimo to często i dużo śpi, co akurat jest dla mnie niekonsekwencją). Cudny na dzień dobry pakuje się w tarapaty i, jak to zwykle w książkach bywa, mimo swojej niewinności, musi przejść szereg perypetii. Wespół w zespół z Sokołem, bo przecież musi być jakiś dorosły do pomocy. Cała zabawa polega na tym, że z biegiem akcji, okazuje się, że osób o podobnych mocach jest więcej, mało tego, moce można połączyć. Oczywiście mogłabym tak pisać i pisać, ale zaraz napiszę streszczenie książki, a kompletnie nie to mam na celu. Chodzi o to, że młody chłopak, Krzysztof Koziołek napisał 400 – stronicową książkę, podczas czytania której ani przez chwilę nie można się nudzić. Akcja jest dynamiczna, bez zbędnych opisów i rozlazłych (wybaczcie kolokwializm) dygresji. Wszystko wskazuje na to, że po pierwsze muszę jechać do Zielonej Góry i sprawdzić miejsca z książki, po drugie zaznajomić się bliżej z Panem Koziołkiem i jego twórczością, a po trzecie podziękować Przyjaciołom za cudowną książkę!

PS. Czytelniku, bez Twojego biadolenia „kiedy następny wpis,no napisz coś…” nie byłoby tych kilku nieudolnie skleconych zdań. Dziękuję.

DSC_0324