Cicho tu, spokojnie. Cały marcowy plan publikacji strzelił w łeb. A wszystko przez ucho. Rozłożyła mnie infekcja i to ten moment, kiedy cieszę się, że posty piszę z kilkudniowym wyprzedzeniem.

Kiedy masz zapalenie ucha to… to masz tylko zapalenie ucha. Cały świat przestaje mieć znaczenie, bo masz bolące ucho. Wytrawni cierpiący twierdzą nawet, że ból ucha jest gorszy niż ból zęba. Liczy się tylko ból. W jednej chwili zmieniasz się w skończonego egoistę, wznosisz oczy do Najświętszej Panienki, żeby zabrała ten ból. Nawet jeśli ostatnio się nie dogadywaliście. Potem chcesz się pozbyć ucha. Być jak Picasso. Przecież świat się nie skończy, bo masz jeszcze drugie. Wolisz mieć dziurę, zamiast tego jarzącego, palącego, jątrzącego bólu.

To właściwie najgorszy moment na takie infekcje, bo jak patrzę za okno to aż mnie nosi, żeby wyjść i zażyć słońca. Przyszła wiosna, ptaki śpiewają, z tego co widziałam przez okno forsycje już nieśmiało się żółcą. Jeszcze chwila, jeszcze moment i będzie pięknie. Mam szczęście, że już w weekend, zanim dopadło mnie choróbsko zdążyłam zrobić wiosenne zdjęcia. Łap je i ładuj baterie, tak jak ja próbuję.

A tak w ogóle to bądźmy dla siebie dobrzy na wiosnę!