Podobno każdy z nas ma jedną, jedyną historię miłosną życia. Nawet jeśli tych miłości zdarzyło się człowiekowi kilka. A ja tam wolę myśleć, że takie deklaracje można potwierdzać albo obalać w odpowiednio zaawansowanym wieku.

Julian Barnes, może nie znany wystarczająco dobrze w Polsce, jest angielskim pisarzem, który swoją pierwszą książkę wydał prawie 40 lat temu. Debiutował już jako mężczyzna w średnim wieku i debiut ten dał mu nominację do Nagrody Bookera. W swej rodzinnej Wielkiej Brytanii cieszy się dużą popularnością. Jedyna historia jest natomiast najnowszą jego książką i to właśnie przy niej chciałabym zatrzymać się na dłużej.

Historia jednej miłości

Paul ma 19 lat. Rodzice zapisują go do klubu tenisowego, gdzie poznaje Susan, 48-letnią, zamężną, ustatkowaną kobietę. Z góry wiadomo, że skoro narrator przyznaje, że Jedyna historia nawiązuje do tego, że każdy z nas ma jedną historię miłości życia, to można spodziewać się, że główną rolę w jego jedynej historii będzie grała właśnie Susan. Oczywiście tak się właśnie dzieje. Paul nawiązuje romans z kobietą, która mogłaby być jego matką. Mieszka z mężem, ale poza wspólnym mieszkaniem nic ich nie łączy. Z czasem okazuje się jednak, że nie to jest największą komplikacją. Po tym jak Paul i Susan postanawiają zamieszkać razem wychodzą na jaw takie tajemnice jak przemoc męża w stosunku do Susan, czy jej alkoholizm.

Zawsze jest jakieś ale

Książka jest bardzo dobrze napisana. Porusza superważne, czy jakby powiedziała Susan „arcyważne” tematy. Miłość wbrew całemu światu, przemoc w rodzinie, alkoholizm. Mimo trudnych aspektów bardzo dobrze się to czyta, ale… No właśnie. Jedyna historia nie jest dla mnie książką ciekawą. W każdej chwili mogłam ją odłożyć i nie ciągnęło mnie do niej z powrotem, żeby dowiedzieć się co będzie dalej. Nie jest to książka, po przeczytaniu której musiałam usiąść i pomyśleć, poukładać sobie w głowie to co przeczytałam. Co jest zaskakujące, bo jednak temat jest ważny, myślę, że niestety częsty. Ale nie, nie zaskoczyło, nie było fajerwerków i nieprzespanych nocy. Poprawna, dobra książka bez tej iskry, która zapaliłaby mój zapał do jej czytania.