Chcę wszem wobec ogłosić, że wprowadzam nową zasadę. Wiemy już, że nie należy oceniać książki po okładce, to ja jeszcze dorzucam, żeby nie oceniać książki po tytule. Zwłaszcza, kiedy w tytule tym znajduje się nasze imię.

Maria Ziółkowska, autorka książki Dziwna jesteś, Karolino ma dziś 95 lat i zapewne nie trafi na mój wpis. Ale może to i lepiej. Tak czy inaczej, bez względu na to jak oceniam Karolinę, jestem pełna uznania dla autorki. Z wykształcenia historyk, spod jej pióra wyszły książki dla młodzieży a także, co ciekawe podręczniki do nauki esperanto!

Podróż w czasie

Karolina wydana została w roku 1990, zakładam więc, że wydarzenia przedstawione w książce dzieją się między sierpniem a grudniem 1988 lub 1989 roku. Karolina wraca pociągiem z Warszawy, gdzie spędzała wakacje u ojca. W pociągu do Szczecina spotyka przystojnego jegomościa, w którym z miejsca się zakochuje (o nastoletnie hormony). Nawiązują znajomość. Remigiusz, bo tak ma na imię wybranek nastolatki, jest przekonany, że dziewczyna ma studentką. Jakże zaskakujący okazuje się fakt, że Remigiusz zaczyna pracę w szkole Karoliny, gdzie będzie uczuł ją polskiego. Sytuacja wydaje się patowa. Dziewczyna jest jednak przekonana, że wybranek ją kocha i zaraz po maturze wezmą ślub. To nic, że prawie się nie spotykają, a Remigiusz skrywa tajemnice.

Każdy z nas taki był?

Karolina mnie po prostu doprowadzała do szaleństwa. Z jednej strony imponowała mi samodzielnością, błyskotliwością w rozmowach z rodziną i uporem w zaimponowaniu poloniście. Z drugiej strony to po prostu młoda, głupia koza, która zakochawszy się w starszym mężczyźnie zgrywa starą malutką a to co kotłuje jej się w głowie przyprawia co najmniej o zażenowanie. „Na pewno mnie zdradza”, „nie, przecież kocha tylko mnie”, „takie śliczne dziecko będę z nim miała”, „teraz pewnie patrzy w oczy innej”. Do tego dorzućcie łażenie ulicą, gdzie mieszka, głuche telefony i wystawanie przed jego oknem. O tempora, o mores! Niech mnie ktoś uszczypnie. Czy jako nastolatkowie też byliśmy tacy… niejednoznaczni?

Może 25 lat temu…

Skończyłam tę książkę, którą nawiasem mówiąc czyta się dobrze, napisana jest ciekawie i poprawnie, ale i tak wybuchłam śmiechem. Nieco histerycznym. Kiedy opowiedziałam Lepszej Połowie z grubsza fabułę, ten spojrzał na mnie i powiedział, że w takim razie powinnam płakać ze wzruszenia. No nie. Ułańska fantazja autorki być może 25 lat temu wzbudziłaby zachwyt, ale dziś mnie śmieszy. Poza tym, dostałam tę książkę od Przyjaciół z wiadomych względów. Wiedziałam, że to książka dla młodzieży i o miłości. Spodziewałam się czegoś w stylu Jeżycjady i co dostałam? Jakby to ująć… to tak, jakbyś spodziewał się na Gwiazdkę super książki, a dostał sweter w renifery. Tak. Poczułam lekki zawód.

Bym zapomniała

Żeby nie było, że tylko wyśmiewam Karolinę. Chciałam dodać, że oprócz historii miłosnej, okraszonej szkolną codziennością, mamy bardzo ciekawy wizerunek realiów PRLu. Przydział mieszkań, brak asortymentu w sklepach, zupełnie inne niż współcześnie relacje z sąsiadami. To wszystko jest o tyle ciekawe, że przybliża mi to, jak wyglądała Polska, której ja nie pamiętam.