Paweł Rzewuski: Grzechy „Paryża Północy”. Mroczne życie przedwojennej Warszawy

Witam w moim mieście. Kto mnie zna, ten wie, że mam szczególny sentyment do Warszawy lat dwudziestych i trzydziestych. Grzechy „Paryża Północy” pokazało mi jej zupełnie inne oblicze z tamtych lat.

To ten moment, kiedy w recenzji pisze parę słów o autorze. Zanim znalazłam informacje o Pawle Rzewuskim, chciałam go pochwalić, bo w dużo lepszym stylu napisał o Warszawie niż chociażby Piotr Łopuszański w Warszawie literackiej w okresie międzywojennym. I ja to niniejszym czynię. Czapki z głów Panie Pawle. Potem okazało się, że autor jest rok młodszy ode mnie. Wywołało to we mnie falę zazdrości i uznania. Czapki z głów to a mało. Biję czołem o podłogę!

Grzechy – nie łatwo o nich mówić

Ja to szanuję. Kocham Warszawę, ale szanuję pisanie o tym, że miała i ma swoje grzechy. A pisanie o nich jest niełatwym wyzwaniem. Warszawa międzywojenna, w mojej wyobraźni była zawsze miejscem magicznym. Piękna architektura, której nie można odżałować kiedy patrzy się na zdjęcia zniszczonej w 1944 roku Warszawy. Cudowni, światli ludzie kultury i sztuki. Stolik w Ziemniańskiej, szampan w Adrii. Żyć nie umierać! A tu taki psikus. „Król jest nagi!”.

Bród, smród i ubóstwo

Otóż tak! Kiedy już człowiek wyjdzie z Ziemiańskiej, zderza się z prawdziwym światem, który wcale nie był taki różowy. Autor pokazuje nam grzechy prozaiczne, ale palące. Warszawa po odzyskaniu przez Polskę niepodległości musiała zmierzyć się chociażby z problemem braku lokalów mieszkalnych, bezrobociu czy żebractwem. Na „deser” Rzewuski opowiada nam autentyczne historie ze światka przestępczego, o najbardziej spektakularnych napadach i zbrodniach. To był inny świat niż ten pokazywany zwykle w książkach. Tu prostytutki nagabują na ulicy, a wszędobylskich żebraków odwozi się do kąpielisk miejskich. Choroby weneryczne i wykorzystywanie biednych, prowincjonalnych gąsek, które szukają szczęścia w wielkim mieście, są na porządku dziennym.

Czytam i oczom nie wierzę

Trudno czyta się tę książkę. I nie mówię tutaj o stylu o pod tym względem, strony przewracają się same, a lektura jest przyjemnością. Po prostu trudno odkrywa się rzeczy, których odkryć się nie chciało. Te grzechy są jak rysa na idealnej powierzchni. Ale cieszę się, że taka książka powstałą. Nie zabrała ona mojej sympatii do tego miasta, ale uświadomiło, że dzisiejszy wizerunek, chociaż też nie bez wad, jest skutkiem ciężkiej pracy.