Słuchajcie, przeczytałam książkę! Tak, wiem, zdarza mi się popełnić taki wybryk i powiecie, żebym się tak nie ekscytowała. W zasadzie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że książka liczy sobie 588 stron, a zaczęłam ją czytać wczoraj (tak, spałam, 8h to mój obowiązek). Z Panem Mrozem już tak jest, że jak się książkę zacznie, to nie sposób jej odłożyć. Mój dzisiejszy dzień wyglądał mniej więcej tak: „skończę podrozdział i wstaję”, „no dobra, doczytam do pełnej pięćdziesiątki”, „ale  po setce to już na bank się podniosę”. O co w tym wszystkim chodzi? Zauważyłam, że czytając piątą część serii, a w zasadzie przymierzając się do niej, ja nie zaczynałam czytać książki, zupełnie nie tak do tego podchodziłam. Ja po prostu sprawdzałam co słychać u moich starych, dobrych znajomych, z którymi tyle już przeszłam. A że słychać u nich dużo, to musiałam wysłuchać tej opowieści do końca w możliwie jak najkrótszym czasie. Tylko sobie nie myślcie, że jak przeczytacie, to Wasza ciekawość zostanie zaspokojona. O nieee… to by było takie nie „mrozowe”.

Wczoraj w pracy koleżanka zobaczyła, że czyta Inwigilację i stwierdziła, że jak skończę to ona pożyczy, tylko nie czytała poprzednich. No przecież największemu wrogowi bym tego nie zrobiła! To niehumanitarne. Przecież Mroza się trzeba nauczyć. On z każdą kolejną książką uczy czytelnika, hartuje go. Każde kolejne druzgoczące zakończenie to wybicie nowego levelu. Każda kolejna książka to jak zdobywanie doświadczenia w Diablo. Nie pójdziesz tłuc się z Diablo, póki nie zlikwidujesz Rzeźnika, bo wciągnie Cię nosem. Nie wiem, czy ta alegoria jest czytelna, ale przecież zakończenie Inwigilacji dla kogoś, kto nie zna stylu pisarza, zakończyłoby się rozstrojeniem nerwowym. A potem biedak rzuciłby spanie, żeby nadrobić poprzednie części.

Czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Tym bardziej, że Remigiusz Mróz jest świetnym obserwatorem życia społecznego i politycznego, co świetnie wplata w swoje kolejne książki. Tym razem poruszył kwestię islamistów, zamachów terrorystycznych, polskiego podejścia do tego, co niepolskie, jak również poszerzenia praw służb do, nazwijmy to, baczniejszego obserwowania nas- społeczeństwa. Do tego dorzućmy nieprzebierającą w słowach Chyłkę, jej oddanego aplikanta Zordona, wstrząśnijmy, nie mieszajmy i… Miłej lektury.

PS Ma ktoś pożyczyć nervosol?