Przed chwilą przeczytałam ostatnie zdanie „Bólu” Zeruyi Shaley. Chcę napisać parę słów o tej książce i wiem, że muszę zrobić to od razu, bo w innym wypadku nie będę już chciała wracać do przemyśleń, które mam. Nie są to miłe i przyjemne przemyślenia, bo temat książki też do lekkich nie należy.
Każdy z nas ma w sobie ból. Każdy ma duże – małe tragedie. Niczyjego bólu nie powinniśmy oceniać, bo każdy ma swój jego próg i swoją wytrzymałość. Potężny mężczyzna może urodzić łzę przy skaleczonym palcu, a mała dziewczynka może trwać jak skała podczas bolesnych chemii. Są też różne rodzaje bólu. Niejednokrotnie dużo łatwiej wytrzymać nam ból fizyczny, niż razy wymierzane przez życie naszej psychice. Nie da się na tej samej szali położyć złamane ręki i bólu odrzucenia, kłamstwa, czy poniżenia. Ludzie słabi psychicznie są często prawdziwymi mocarzami, jeśli chodzi o ból fizyczny, z przykrością muszę też napisać, że znam przypadki, kiedy zadają oni sobie ból fizyczny, tylko po to, żeby zapomnieć o tym, jak bardzo są poranieni w środku. Nie da się porównać czyjegoś bólu z własnym, można tylko podejść do niego z empatią, zrozumieniem i szacunkiem. Bohaterka „Bólu” została bardzo zraniona przez człowieka, którego kochała jako bardzo młoda dziewczyna. Niby ułożyła sobie życie, założyła rodzinę, ale mam wrażenie, że wciąż pielęgnowała w sobie ten ból odrzucenia. Życie ją nie rozpieszczało, uległa poważnemu wypadkowi, przez co do bólu odrzuconej miłości doszedł potworny ból fizyczny. Pogrążona w nim nie zauważyła co dzieje się w jej rodzinie. Wszystko zmienia się, kiedy przypadkowo spotyka swoją dawną miłość…
To straszne, kiedy ludzie żyją w świecie niedopowiedzeń, nie rozliczają się z przeszłością, zaprzepaszczają teraźniejszość. Usprawiedliwiają swoim bólem, swoimi porażkami fakt, że wykorzystują i ranią tych, którzy obecnie są obok nich i oferują im wszystko co mają. Pytanie co finalnie jest ważniejsze? Przeszłość i wyobrażenie na temat ludzi, którzy przecież mogli się zmienić w międzyczasie, mogą nie mieć nic wspólnego z osobą, którą byli w czasach, kiedy ją kochaliśmy? Czy osoby, które były cały czas obok, trwały, cierpiały z powodu chłodu, z powodu życia w cieniu wspomnień o innej osobie. Bohaterka staje przed trudną decyzją, czy wrócić do nieugaszonej miłości, czy zadbać o to,co ma, ale czego nie jest pewna, czy daje jej to szczęście. Które więzi da się uratować? Które więzi przetrwają? Przyznaję, że przez większą część książki miałam ochotę rozszarpać tę kobietę. Nie zgadzałam się z jej postępowaniem, ale może dlatego, że mam taki, a nie inny system wartości.
Książka na pewno zmusza do refleksji, u mnie skończyło się to totalnym mętlikiem w głowie, który pewnie będzie trwał jakiś czas. Jest to lektura nie tylko dla tych, którym towarzyszy ból, ale chyba przede wszystkim dla tych, którzy ból zadają, przepełnieni egoizmem i kierujący się własną wygodą. Niestety tacy ludzie robią to zazwyczaj nieświadomie, więc ciężko będzie im trafić na tę pozycję. Dbają wyłącznie o własny interes i są szczęśliwi.
Może to smutne, ale często jest tak, że ból rodzi ból i łatwo się zapętlić. Trzeba mieć w sobie dużo odwagi, żeby pętlę tę przerwać. A Tobie, któryś zawędrował do tego tekstu życzę, abyś mimo bólu, który być może Ci towarzyszy, mógł przeżyć takie katharsis, jakie miało miejsce na końcu opisywanej przeze mnie lektury.