Bez owijania w bawełnę, to jedna z najwybitniejszych książek współczesnych, jakie przeczytałam.

Roma. Poetka. Córka. Matka. Kochanka. Żona. Pewnego dnia orientuje się, że wbrew jej gotowości i zamiarom zestarzała się. Nie chce tej starości. Ma potrzeby młodej kobiety. Ale takie „zorientowanie się” w upływającym czasie ma to do siebie, że w takich momentach robimy najczęściej podsumowania i rachunek sumienia. badamy swoje życie pod kątem sukcesów i porażek, sprawdzamy, czy bilans wychodzi na plus. Roma też zafundowała sobie podróż do przeszłości. Dokładnie przestudiowała każdą z ról, jaką przyszło jej się zmierzyć. Wspomina wieczorki poetyckie, na których często była tylko garstka czytelników. Analizuje swoje małżeństwo i to, jakich mężczyzn obdarowywała niekoniecznie uczuciem, ale na pewno swoim ciałem. jak sprawdzała się jako kobieta. Próbuje dojść do tego dlaczego córka ją opuściła a wreszcie postanawia ją odnaleźć. Wspomina rozmowy ze swoją matką. Układa w głowie to, co od niej usłyszała, w głowie wystawia sobie ocenę córki.

To wszystko, cała ta momentami sentymentalna wycieczka do dawnych lat została nam zaserwowana piękną prozą. Wyszukanymi, ale przystępnymi frazami. te metafory, ten kwiecisty język naprawdę robią wrażenie. Do tego stopnia, że nawet jak bluzga, to jakoś tak…dostojnie i ładnie.

Jaki był wynik tego życiowego bilansu? Dokąd zaprowadzi Romę? W zasadzie nie wiesz tego do samego końca książki, do tego momentu przed samą „metą”, kiedy wszystko staje się jasne, ale jednocześnie tak niezrozumiałe i proszące o wyjaśnienie. Przeczytaj to. Przeczytaj, bo naprawdę warto.