12 maja 1983 rok. Syn poetki Barbary Sadowskiej, maturzysta Grzegorz Przemyk, idzie z kolegami uczcić pisemne egzaminy. Kiedy wychodził z domu nikt nie przypuszczał jak tragicznie skończy się ten dzień. Jest rocznica śmierci Marszałka Józefa Piłsudskiego. Władze w obawie przed zamieszkami, wprowadzają na ulice zwiększoną liczbę patroli. I to jeden z tychże patroli, w okolicach Starego Miasta bardzo nadgorliwie reaguje na przyjacielskie wygłupy grupki maturzystów. Grzegorz skacze koledze na plecy i obydwaj lądują na bruku. ZOMOwcy natychmiast są obok nich i bez umiaru biją Przemyka. Następnie przewożą chłopaka na komisariat, gdzie, zgodne z radą przełożonego biją tak, żeby nie było śladów. Dotkliwie pobity Grzegorz umiera, wywołując poruszenie nie tylko w Polsce, ale i za granicami kraju. Nie chciałabym opowiadać Wam całej książki Cezarego Łazarewicza. Powiem tylko, że niesamowite jest to, że suche, rzeczowo przedstawione fakty wzbudzić mogą takie emocje.
Akurat byłam po kolejnej, ciężkiej, młodopolskiej lekturze. Zmęczona dekadentyzmem, samobójstwami i ogólnym zniechęceniem w stosunku do świata, postanowiłam sięgnąć po książkę poruszającą niedawną historię. Nie zawiodłam się. Niech najlepszym wyznacznikiem będzie fakt, że czytając tę książkę nie sposób powstrzymać łez. Urodziłam się miesiąc przed upadkiem komunizmu w Polsce. Siłą rzeczy nie pamiętam tych czasów. Każdemu będę polecać przeczytanie „Żeby nie było śladów”. Każdemu, kto chce zrozumieć jak wyglądało życie w latach 80-tych. Jak potężną, nieograniczoną władzę mieli rządzący. Śmierć Grzegorza Przemyka była tylko początkiem historii o tym, jak machina bezpieki ruszyła i za wszelką cenę, nie zważając na środki dążyła do tego, by zatuszować to, co zdarzyło się na komisariacie na Jezuickiej. Prawie trzydzieści lat trwał proces. Trzydzieści lat, wiele zniszczonych psychik, wiele złamanych żyć. Ale czy na pewno odpowiedzialni ponieśli adekwatne kary? Smutna to książka. Tym bardziej, kiedy uzmysłowimy sobie, że to wszystko działo się naprawdę… Jedyne, co mogę napisać na koniec to…oby nigdy nie przyszło nam żyć w takich czasach, jak tamte.