I kolejny raz mi się upiekło. Już byłam pogodzona z tym, że nie będzie dziś foto środy. Już oblewałam się rumieńcem wstydu, że lenistwo wygrało, że brak mi inwencji twórczej i w ogóle sromota! Aż tu nagle…

Wtorek, godzina 22, wracamy z Łachudrą z zakupów. Oko mi leci, bo kto mnie zna, ten wie, że o 22 to już mi powoli, acz skutecznie wyłączają zasilanie. Wjeżdżamy autem na wiadukt i nagle widzę TO. I już wiem, że muszę, że chcę, że nie ma przeproś, ten widok musi być tutaj. No ale jak? Jak to zrobić, żeby nie umniejszyć ani krzty z tego widoku? No bo przecież aparatu brak, jedziemy autem, trzęsie, rzuca, szyba niby czysta, ale odbija… A pies to drapał! Czy ja zawsze muszę być perfekcjonistką? Koniec końców, z pomocą telefonu Lepszej Połowy (niby nie lubię samsungów, ale temu S9 muszę zwrócić honor) mogę Ci dziś zaprezentować te nieidealne, ale jakże klimatyczne zdjęcia. Niebo to potrafi jednak pięknie zagrać kolorami.