Jest coś takiego w dziennikach, że czytelnik czuje się nieco zawstydzony. Bądź co bądź „wchodzi w buty” autora, słyszy to, co dotychczas miał on tylko w głowie. Z drugiej strony, jeśli dzienniki są wydane na wyraźną prośbę autora, nie pozostaje nam nic innego jak czytać i czerpać z nich jak najwięcej dla siebie.

Mojemu pokoleniu Andrzej Łapicki kojarzy się przede wszystkim ze swoim małżeństwem z kobietą o 60 lat młodszą od niego. A szkoda. Kiedy dowiedziałam się, że wyjdą dzienniki Łapickiego, wiedziałam, że muszę je przeczytać. Chciałam poznać go jako człowieka, aktora, autorytet teatralny. Nie zawiodłam się. Aktor był bardzo skrupulatny w swoich zapiskach. Byłabym jednak bardzo ostrożna na miejscu recenzentów, którzy zarzucają, że to bardzo ostra i skandaliczna pozycja, że autor oczernia i ubliża osobom ze środowiska, którzy nadal żyją i mogą czuć się dotknięci. Zupełnie nie odebrałam tak tych zapisków. Owszem, autor nie ukrywa do kogo żywi ciepłe uczucia, a za kim nie przepada, ale robi to po prostu szczerze opisując swoje myśli. W dzisiejszych skandalicznych czasach jednak niewiele jest w stanie zaskoczyć, kiedy celebryci publicznie obrzucają się błotem.

Andrzejowi Łapickiemu bardzo zależało na wydaniu tych dzienników, o czym często przypominał swojej córce Zuzannie. Z jednym zastrzeżeniem – miały zostać wydane po jego śmierci. Kiedy zaczęłam czytać ten imponujący zbiór (700 stron!) rozbolała mnie głowa od ilości przypisów. Szybko je jednak doceniłam, ponieważ robiły świetne tło historyczne. W zasadzie to co w tej pozycji najbardziej mi się podobało, to możliwość przeżycia na gorąco ważnych historycznych wydarzeń. Katastrofa lotnicza z 9.05.1987, wybory ’89, wizyty Papieża, atak terrorystyczny na WTC z 2011 roku, śmierć Papieża. Można było poczuć, że to dzieje się obok nas i w tym uczestniczymy, chociaż autor po prostu wspominał o tych wydarzeniach. Zawsze poznawanie świata cudzymi oczami zwraca nam uwagę na coś, czego dotychczas nie dostrzegaliśmy. Ważne jest jednak to, żeby pamiętać, ze dziennik jest formą subiektywną i nie wszystkie opinie brać jako aksjomat.

Koniec końców z czystym sercem polecam tę pozycję każdemu, kogo interesuje historia niedawna Polski i proces wychodzenia z komunizmu. Co do samego Andrzeja Łapickiego, to tak jak napisałam wyżej, był on niesamowicie uzdolnionym aktorem, reżyserem i autorytetem w środowisku aktorskim. I na tym poprzestanę. Nie będę go oceniać jako osoby. Napiszę tylko, że znał swoją wartość, ale nie był bynajmniej tak skromny jak to opisywał. Ukazuje nam się postać człowieka przeświadczonego o swojej racji, swoim talencie i nieomylności. Lubił podkreślać, że jest wielkim aktorem, że odgrywa świetne role. Momentami mnie to raziło, ale już kończę. O zmarłych mówić powinno się albo dobrze, albo wcale.