Masz coś takiego, że coś Ci siedzi w głowie, jakiś pomysł na zdjęcie. Nie daje Ci spokoju. Myślisz jakie będzie super. Szukasz sposobu jak je zrobić a potem okazuje się, że jednak efekt niczego nie urywa…?

Tydzień temu zrobiłam na imprezie zdjęcie telefonem. Ot, czerwona gerbera w szklance. Kolor miała niesamowity, ale zdjęcie tego nie oddało. Ponoć kwiaty najlepiej wychodzą na czarnym, albo białym tle. Pomyślałam więc sobie, że byłoby ekstra, jakby zdjęcie było czarno – białe, a kwiat zachował swój krwisty kolor. I zaczęło się kombinowanie. Pamiętałam, że kiedyś robiłam takie zabiegi bezpośrednio w aparacie. Dowiedziałam się od Przyjaciela, że oczywiście można to zrobić w Photoshopie, ale ja obecnie nie mam sprzętu, a tym bardziej programu, z resztą nie umiem w fotoszopa i już. Wtedy, znana z mojego oślego uporu zaczęłam szukać aplikacji na telefon.  No bo przecież musiałam to zrobić, bo mi ta myśl dziurę w mózgu (w czym???) wierciła, bo to przecież zdjęcie życia będzie, takie, że och i ach. Toteż szukałam, instalowałam, mazałam i zmazywałam. Finalnie padło na aplikację Color Splash. Generalnie interesowała mnie tylko funkcja wydobywania koloru na zdjęciu, bo do całej reszty mam mojego niezastąpionego snapseeda. Cały numer polega na tym, że ładujesz zdjęcie, które automatycznie staje się czarno – białe i paluszkiem „kolorujesz” miejsca, które mają zachować swój pierwotny kolor. Co skutkuje wzmocnieniem akcentu, na który chcemy zwrócić uwagę odbiorcy. 
Niesie to oczywiście ryzyko niedokładności i wychodzenia z przysłowiową linię jak w przedszkolu, ale wystarczy powiększyć zdjęcie lupką i zetrzeć niedociągnięcia gumką. Ot cała filozofia. I o ile zdjęcie garbery wyszło przyzwoicie, chociaż efekt do zamierzonego dzielą lata świetlne, to z każdym kolejnym zdjęciem docierała do mnie kiczowatość takiej obróbki. 

Może jeszcze do tego wrócę, ale raczej nie spodziewam się fajerwerków.