Jeśli lubisz historię, dzisiejszy wpis obudzi w Tobie ciekawość. Jeśli jesteś fanem smaczków z życia artystów, będziesz chciał przeczytać tę książkę. Jeśli lubujesz się w Młodej Polsce, to wkładaj buty i czapkę i biegnij do księgarni. Ale najpierw przeczytaj.

Właściwie, z chwilą kiedy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, gorąco zapragnęłam ją przeczytać. Niestety, jak to u mnie bywa, było to równoznaczne z koniecznością posiadania jej na własność. Tak już mam. To całkowicie nieuleczalne. Kiedy już znalazła się w moim posiadaniu, musiała odczekać swoje, bo uwikłałam się w jakieś „złe wybory książkowe”, które trzeba było, moim zwyczajem, mimo bólu i niechęci skończyć.  Ale jak już wystartowałam, to każda kolejna strona mnie pochłaniała coraz bardziej.

Iwona Kienzler zafundowała czytelnikowi ucztę, po której ma się ochotę na deser i więcej deseru i jeszcze więcej. Nie ma się dosyć, a ostatnia strona sprawia, że z piersi wydobywa się jęk zawodu. Ten cały pobudzony apetyt robi takie zamieszanie w glowie, że szukasz innych źródeł, żeby zgłębić już nabytą wiedzę.
Ciężko pisać o tej pozycji, nie zdradzając szczegółów. Dlatego tę recenzję napiszę trochę inaczej. Postaram się zdradzić jak najmniej, jak najskuteczniej zachęcając Cię, żebyś sięgnął po tę pozycję. Pozwól, że zadam Ci kilka pytań. Domyślasz się kogo nazywano szatanem modernizmu? Wiesz kto na nagrobku wyryte ma „Meteor Młodej Polski”? Dlaczego artyści celowo zarażali sie chorobami wenerycznymi? Jak Wyspiański przyczynił się do bólu kręgosłupa Żeleńskiego? Który Polak odbił partnerkę Munchowi? Jak na „Wesele” zareagowały pierwowzory bohaterów? I czy Kasprowiczowa podejmowała same dobre decyzje?
Jeśli znasz odpowiedzi na te pytania, to wiedz, że Cię szanuję. Jeśli nie znasz, a chcesz poznać, to ta książka jest dla Ciebie. Jeśli nie znasz, ale masz to w nosie, to mam nadzieję, że chociaż zdjęcie do posta Ci się spodobało. W zasadzie to mam nadzieję, że wszystkim, którzy tu trafią się spodoba, bo robiliśmy je z Przyjacielem godzinę. Warto dodać, że Przyjaciej ów był ponad 400 km ode mnie, a i tak się udało!

Wracając jednak do książki, przeczytałam i żałuję, że przeczytałam, bo już mam to za sobą. Chciałabym jej nie znać i móc poznać na nowo, bo to była niesamowita podróż w czasie. A najbardziej żałuję, że nie miałam jej przed egzaminem z historii literatury Młodej Polski, to znacznie ułatwiłoby mi naukę. A tak musiałam zadowolić się cieżkostrawnymi publikacjami naukowymi, które kiepsko budzą ciekawość. Teraz uciekam szukać innych pozycji autorki. Tak mi posmakowało!