Sesja, sesja i po… Jakież to cudowne uczucie, kiedy ma się za sobą ostatni egzamin z historii literatury i można przy piwku i niezdrowych przekąskach poczytać coś dla przyjemności. Nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś mówił mi co mam czytać.Pewnie dlatego lektury w liceum czytałam dopiero PO przerobieniu.

Tak czy inaczej, mój wybór padł tym razem na Szeptuchę Katarzyny Bereniki Miszczuk. Powiem tak… cóż za genialny pomysł! XXI wiek, ale rzeczywistość zupełnie inna, bo… nie jesteśmy państwem chrześcijańskim – Mieszko I nie przyjął chrztu. Nie to, żebym miała coś przeciw chrześcijanom, sama jestem wierząca i, lepiej lub gorzej praktykująca, ale mamy ogromną liczbę zabobonów i bogate zaplecze pogańskich obrządków.

Pomyślałam sobie, że temat ma niesamowity potencjał. Liczyłam na to, że autorka zaserwuje nam podróż w iście baśniowe krainy, pełne dobrych duchów, tych gorszych i kilku z ciemnej strony mocy. Och…pardon nie ta „bajka”. Chodzi o to, że miałam wielkie nadzieje na odpoczynek wśród baśniowych stworów, tymczasem co dostałam? Dostałam dobrze stylistycznie napisaną książkę. Siada się i się czyta, jednym tchem. Technicznie świetna pozycja. Ale kiedy już się złoży te literki w wyrazy, a wyrazy w zdania, to słowa nabierają sensu.

I oto mamy dziewczę. Niby po studiach, niby dwadzieścia lat skończyła dawno, a irytujące to takie, naiwne, że ma się ochotę udusić. Owa mentalna nastolatka ląduje we wiosce, gdzie psy szczekają drugą stroną, żaden autobus nie dojeżdża, a ludzie wolą chodzić do szeptuchy, a nie do lekarza. Właśnie u szeptuchy ma odbyć praktyki. Poznaje przystojnego Mieszka i w zasadzie w tym momencie już wiedziałam, że z baśniowości nici, serwowane będzie romasidło. Tyle, że bez romansu. Nie pytajcie, też tego nie ogarniam. Gosia jest oczywiście wybrańcem bogów, w których nie wierzy i za chwilę może być w posiadaniu czegoś, na czym wielu zależy, mianowicie jest jedyną osobą, która odnaleźć może kwiat paproci. Oczywiście, każdy kto wie, że kolejna część nosi tytuł „Noc Kupały” i ma jakiekolwiek pojęcie o pogańskich wierzeniach, ten wie, że kwiat ten zakwitnie dopiero w drugiej części.

Dokładniejszych szczegółów zdradzać nie będę, bo gardzę spoilerami. 3/4 książki to zawiązanie akcji, 1/4 konkretny epizod, 1/4 zakończenie. Niestety, tak jak się spodziewałam, książka kończy się w taki sposób, że nie da się nie sięgnąć po drugą część. Owszem, sięgnę i przeczytam, z czystej ciekawości. Mam jednak nadzieję, że potencjał w drugiej części zostanie wykorzystany, a pierwsza okaże się tylko „braniem rozbiegu”.  Niechże ta cała Gosia nosi te swoje antykleszczowe majtki z golfem, niech gardzi wodą ze strumyka, ale niech to wszystko ma więcej pierwiastka tajemniczości, opisów obrzędów i wspomnianej wyżej baśniowości. Pogańska magia niech weźmie górę nad przyziemnością.