Kiedy, przeglądając instagramowe zdjęcia książek trafiłam na Kirke, od razu wiedziałam, że muszę ją mieć. A przecież ciągle powtarzam, że nie powinno się oceniać książki po okładce.

Kiedy słyszysz „mitologia” to najpewniej pierwszą myślą jest Parandowski. Także od razu przejdę do sedna: Parandowski to to nie jest. Ale od początku. Autorka przedstawiła nam historię mitologicznej Kirke – córki boga słońca Heliosa. Robi to prostym językiem, w przyjemy do czytania sposób. Spytasz pewnie o co mi w takim razie chodzi. A o to właśnie, że dla mnie czegoś zabrakło. Może magii, może polotu… Chwilami nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że książka jest wręcz infantylna. Co oczywiście nie ujmuje książce lekkości odbioru. Jest, rzadko używam tego słowa w odniesieniu do książek, sympatyczna. Ale ja oczekiwałam od niej czegoś więcej…

Tak czy inaczej mamy okazję kroczyć po świecie z Kirke, dzięki której poznajemy zwyczaje bogów, ich charaktery, skłonności. Na kolejnych kartach spotykamy znanych nam ze szkoły Dedala i Ikara, Minotaura, Ariadnę, Odyseusza, Jazona i wielu innych. Znamy ich historie, ale w książce tej są oni pokazani z innego punktu widzenia. Trochę też mimochodem, w tle dziejących się wydarzeń.

Czy żałuję przeczytania tej książki? Nie, na pewno nie. Warto znowu spotkać te postacie, wrócić pamięcią do lat szkolnych, kiedy rzeczywiście tego Parandowskiego czytałam do poduszki. Mitologia ma ogromny potencjał, te historie są niesamowite. Ile już filmów powstało na ich kanwie, ile książek na nowo ożywiało ich bohaterów. Ba! Nawet nie wspomnę ile godzin poświęciłam na grę komputerową Zeus pan Olimpu.  Może ten sentyment, w połączeniu z absolutnie urzekającą okładką podsycały mój apetyt na Kirke.  Mimo wszystko jednak pozostaje we mnie pewien niedosyt.