Wśród mojego, niemałego już księgozbioru, można znaleźć kilka wyjątkowych książek kucharskich. Są wyjątkowe między innymi dlatego, że nie są po prostu zbiorami przepisów, ale małymi wydawniczymi i literackimi działami sztuki. Wczoraj dorzuciłam tam nowy, rozkoszny tytuł.

Jeśli miałabym powiedzieć co oprócz czytania lubię równie mocno, to niewątpliwie byłoby to gotowanie. A najbardziej to karmienie tych, których kocham. Jeśli więc kiedykolwiek Ci coś ugotowałam, to wiedz, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. W związku z tym, że jestem filigranową istotą, za każdym razem, kiedy mówię, że lubię gotować i, co nie takie oczywiste jeść, mój rozmówca z powątpieniem kiwa głową i kwituje „nie widać”. Mój Tata natomiast jest święcie przekonany, że żyję na liściu sałaty tygodniowo, a wszystkie moje problemy życiowe znikną, jak tylko przytyję pięć kilogramów. tak już czasem jest, że życie jest niesprawiedliwe i niektórzy, tak jak ja mogą jeść dużo bez większych konsekwencji.

Do czytania i gotowania

Książki kucharskie kupuję ostrożnie. Nie widzę większego sensu w wydawaniu pieniędzy na pozycje, które będą może dobrze wyglądały na półce, ale fikuśność przepisów, czy mnogość trudno dostępnych składników sprawi, że nigdy niczego z nich nie przyrządzę. Stawiam na praktyczność, prostotę i oczywiście wydanie, bo ja niestety (albo stety) oceniam po okładce. Michał Korkosz, autor bloga rozkoszny.pl przekazuje nam coś wybornego. Dosłownie i w przenośni. Pozwala nam odkryć smaki na nowo. Ze swojej strony nie mogłam nie zwrócić uwagi na piękno językowe i wspomnienie Mickiewicza (szanuję!)Pewne jest to, że zaczynasz czytać tę książkę i ona Cię po prostu pochłania. Nie dość, że paraliżuje Cię ślinotok, to jeszcze sposób opowiadania, słownictwo, dbałość o detale (smakowite detale), jest tak absolutnie poetycka, że przenosisz się do krainy baśniowo-kulinarnej. No po prostu rozkosznie! Ja, mimo moich studiów polonistycznych nawet nie sądziłam, że można tak pięknie pisać o maśle (ktoś tu ma nie lada problem z masełkiem…).

Dobre bo polskie

Wiem, ten tytuł jest strasznie utarty, ale… cudze chwalicie, swego nie znacie. A ja się okrutnie cieszę, że w końcu powstała książka kucharska, w której wprost, bez zbędnej pruderii napisano, że w żyłach Polek i Polaków płynie wódka i warto uczyć się ją pić – na chyba, że ja odczytałam to tak, jak chciałam odczytać. Mówiąc o tej rozkosznej książce, warto zwrócić uwagę, jak pomocna jest „instrukcja obsługi”, która jasno określa w jaki sposób należy ją czytać. Bo w istocie jest to książka do przeczytania od deski do deski. Zdjęcia są takie, że chce się wrócić do czasów dzieciństwa i oglądać je, z otwartymi ustami, a może nawet z cieknącą z tychże ust ślinką.

Tymczasem w środku…

Oczywiście, kto mnie zna, ten wie, że mam słabość do (robienia) pierogów. Podpisuję się pod tym, co w książce napisał autor, że lepienie ich to jedyna w swoim rodzaju medytacja. Nic, podkreślam, nic nie relaksuje równie skutecznie. I owszem miałam kiedyś sytuację, że koledzy z pracy, znając moja słabość, przynieśli składniki i zamówili u mnie ruskie, więc na drugi dzień ugościłam ich 128 sztukami! Ale pierogi to wierzchołek góry lodowej. To właśnie z tej książki dowiedziałam się jak wygląda (i smakuje) niebo. I to już po aktualizacji, w wersji 2.0. A musicie wiedzieć, że z ciastami od zawsze miałam relację o tyle namiętną, co trudną. Specjalne podziękowanie kieruję do autora za kiszona kapustę. Autentycznie wróciłam do tych wszystkich 11 listopada, kiedy w moim domu rodzinnym, odkąd pamiętam, odbywało się wielkie szatkowanie.

Smaki polskiego domu

Książka Rozkoszne to, zgodnie z obietnica autora, podróż do najpiękniejszych wspomnień. Do tych, które przenoszą nas w ściśle powiązane ze smakami sytuacje. W moim przypadku nie zawsze były one dobre. Za każdym razem, kiedy widzę karpatkę, wracam do Pierwszej Komunii mojego brata. Miałam wtedy 5 lat. Wręczono mi do ręki wspomnianą karpatkę, a ja nie lubiłam (i nadal nie przepadam) ciast z kremami. Nie wiem co z nią wtedy zrobiłam, ale na pewno jej nie zjadłam. Na pamiątkę mam zdjęcie, jak stoję w grupie najbliższych, ze skrzywioną buzią i zmarszczonym nosem, z karpatką w łapce, z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała. Całą sobą mówię o pogardzie do tego ciasta. Dałabym się za to pokroić za „pączki” mojego Dziadka. Były to ziemniaki w mundurkach, pieczone w piecu kaflowym, podawane z kiszona kapustą z dodatkiem oleju lnianego. Dziadek siadał w fotelu, dostawiał do niego krzesło, na którym stawiał ziemniaki. A ja i Siostra siadałyśmy na podłodze, po obu stronach krzesła i zajadałyśmy się tymi frykasami. Za żadne skarby świata natomiast nie potrafię odtworzyć zupy pieprzowej mojej Babci, a szkoda…

Książka do skonsumowania

Jak sam widzisz, książka Rozkoszne powoduje całą lawinę wspomnień. Ma w sobie tez taki pierwiastek, który, w całym współczesnym biegu, sprawia, że ma się ochotę zatrzymać. Celebrowanie posiłków, to coś, co od zawsze chciałam wprowadzić w moim domu. Bez tego napięcia, czy będzie smakowało, czy wystarczy dla wszystkich, czy wszystko będzie odpowiednio zaserwowane. Tutaj zupełnie nie o to chodzi. Chodzi o wspólne, pyszne spędzenie czasu, żeby śniadać i wieczerzać pyszne posiłki, w wybornym towarzystwie, pośród cudownych rozmów. Za wszystkie te przemyślenia, wspomnienia, a przede wszystkim przepisy, które pozwolą mi uszczęśliwić niejeden brzuszek, serdecznie dziękuję Michałowi Korkoszowi. A teraz biegnę gotować, bo nie mam wątpliwości, że przepisy te są tak samo smaczne, co interesujące.