Spytasz mnie, czemu tak się uwzięłam na te biografie. Czy lubię aż tak bardzo grzebać ludziom w życiu? Nie. Lubię mieć szanse spojrzeć inaczej na ich twórczość, dzięki temu, że poznam okoliczności w jakich te dzieła powstawały. 

Stanisław Wyspiański kojarzył mi się dotychczas z obrazami, witrażami krakowskimi i oczywiście Weselem. Tymczasem Monika Śliwińska pokazała mi artystę z zupełnie innej strony. Tragicznej. Bo po lekturze doszłam do wniosku, że całe jego życie było umieraniem. Przyznam szczerze, że na początku opowieści nie tylko nie pałałam do Wyspiańskiego sympatią, ale uważałam go wręcz za zarozumialca, pewnego tego, że nikt nie ma prawa pouczać go w swoim fachu. Nie wspominając już o niewdzięczności dla wujostwa, które wzięło go na wychowanie po śmierci matki i skrajnego niegospodarstwa, co jak można tak całe życie tonąć w długach? Dopiero przechodząc przez kolejne rozdziały zauważyłam człowieka honorowego i wrażliwego, bo kto w dzisiejszych czasach, pod wpływem lektury poślubiłby kobietę ze względu na jej błogosławiony stan? Co do szczęśliwości tego małżeństwa zdania są podzielone. Na pewno był to mezalians, z którym nie mogło pogodzić się najbliższe środowisko. Ale Wyspiański bardzo ciepło mówił o żonie, bardzo kochał dzieci i w moim odczuciu to musiała być miłość, nawet jeśli nie przyszła od razu. Teodorę Wyspiańską oceniać można (ale czy trzeba) na różne sposoby. Ale nie zapominajmy, że trwać przy ciężko chorym mężu, który nie zawsze był w stanie zapewnić dostatek rodzinie, to dla kobiety, zwłaszcza w tamtych czasach ogromne poświęcenie. Ale tak jak napisałam, ocenianie tej postaci uważam za daleko nie na miejscu.

Postać samego artysty jest tragiczna. Przedwczesna śmierć zapewne pozbawiła nas wielu wybitnych dzieł zarówno w dziedzinie malarstwa, jak i tych literackich. Dużym zdziwieniem był dla mnie fakt, że Stanisław Wyspiański nie był wcale tak gloryfikowanym artystą wśród sobie współczesnym. Miał problemy ze zleceniami, z trudem sprzedawał obrazy, jego twórczość literacka tez nie zawsze cieszyła się uznaniem. Ale, jakbyśmy to dziś powiedzieli – kto nie ma hejterów, ten nic nie osiągnął, a największym sukcesem artysty jest wzbudzanie emocji. A w tym nasz bohater był niezrównany.

Jeśli mam oceniać samą biografię, to muszę powiedzieć, że jedyne co mi w niej przeszkadzało, to dość nieporęczny format. Jeździłam przez tydzień z książką, która nie mieściła mi się w torebce. Z drugiej strony wydanie jest zachwycające, okładkę zdobi rysunek Wyspiańskiego, a wewnątrz znaleźć można piękne fotografie. Śliwińska szczegółowo przedstawiła nam postać artysty, stroniąc od subiektywnych ocen, co szczególnie cenię w biografiach. Całość złożyła się na to, że mimo słusznych rozmiarów lektura ta była przyjemnie spędzonym czasem i żaden rozdział nie dłużył się i nie nużył.