Zrobiłam to. Przeczytałam Biegunów. I teraz, po fakcie nie wiem co było większe, moje pragnienie przeczytania tej książki, czy strach.

Chodzi o to, że mocno staram się, żeby jednak sięgać po książki wartościowe, od czasu do czasu odmóżdżając się przy jakiejś obyczajówce. Miałam tez już kilka podejść do wszędobylskich list typu „książki, które MUSISZ przeczytać”. Zazwyczaj kończyło się wielkim rozczarowaniem. Kiedy Tokarczuk dostała Bookera zapałałam wręcz żądzą, żeby książkę tę przeczytać. Z drugiej strony odwlekałam to w czasie, bo co jeśli jej nie zrozumiem. Co, jeśli okaże się, że jednak nie dojrzałam do tej wielkiej literatury, którą tak sobie wycieram gębę? Albo co gorsza, co jeśli uznam książkę za płytką, powierzchowną w odbiorze i wyjdzie na to, że teraz cenią chłam? Przełamałam się. Kupiłam. Połknęłam. Nie pożałowałam.

Bieguni  to nie jest powieść do czytania jednym okiem. Ta książka to podróż, to droga. Pokazuje nam życie ludzkie jako drogę zarówno w wymiarze horyzontalnym – rodzimy się, spotykamy na swojej drodze rożnych ludzi, którzy w mniejszy, bądź większy sposób na nas oddziałują, jak i drogą w głąb człowieka. I tu również w przenośni, jak i dosłownie. Z zadziwiającą dokładnością autorka przygląda się problemowi śmierci i tym, co dzieje się po niej z ludzkim ciałem. 

Podczas lektury tej książki, tak jak podczas swojego życia, przychodzi nam poznać ciekawe osoby. Ich historie mieszają się,co czyni książkę zbiorem opowiadań, ale nietypowych, bo podzielonych i przemieszanych. Może dlatego własnie, mimo że nie przepadam za opowiadaniami, tak bardzo wciągnęła mnie ta podróż. 

Jestem dumna, że przeczytałam książkę polskiej autorki, która zdobyła tak prestiżową nagrodę. Ciesze się, że pokonałam strach, bo ominęłaby mnie niezapomniana przygoda. Książka ciekawa, napisana świetną polszczyzną, z elementami psychologii, biologii ludzkiego ciała, nie bojąca się dotykać problemu śmierci. Uczta dla oka i dla umysłu.