Kiedy słyszymy słowo „komiks”, większości z nas staje przed oczami kolorowa książeczka o wyimaginowanych bohaterach ratujących świat. A co, gdyby wykorzystać tę formę by poruszyć jeden z najtrudniejszych tematów w dziejach ludzkości –  holocaust?

Kto był tak odważny?

Paweł Piechnik jest znany w środowisku właśnie dzięki temu, że potrafi poważne tematy przenieść na karty komiksów. Na swoim koncie ma między innymi komiks o inwestycjach unijnych, komiks napisany wierszem czy taki o powstaniu warszawskim. Ten 38-letni absolwent Architektury Uniwersytetu Poznańskiego, pomimo tego, że jego prace są tak bardzo różne od typowego komiksu, właśnie przez tematy jakie porusza, jest laureatem licznych nagród i wyróżnień. Między innymi  wyróżnienie w 25. Międzynarodowym konkursie komiksowym w Łodzi 2014r., czy I miejsce w  Ogólnopolskim konkursie komiksowym Praga Gada 2013r. Z czym zmierzył się na kartach Chleba wolnościowego?

Ostatni świadkowie

Autor zebrał wspomnienia kilkunastu więźniów obozu koncentracyjnego w Lublinie. To właśnie ich historie, a raczej krótkie przebłyski pamięci umieścił w swoim komiksie. Czytamy w nim o wstrząsających wydarzeniach, jakie miały miejsce na Majdanku (bo tak potocznie nazywamy ten obóz). Wspomnienia podzielone są na kategorie takie jak chleb, śmierć, wolność, ale subiektywnie odebrałam temat pożywienia jako jeden z najważniejszych. Tytułowy chleb wolnościowy to chleb wypiekany poza obozem, a w obozie chleba było mało. Bardzo mało. Więźniowie, którzy pracowali fizycznie, dostawali skandaliczne małe racje żywnościowe. Konieczność zaspokojenia podstawowej potrzeby, jaką jest jedzenie, sprawiała, że budziły się w nich instynkty zwierzęce. Nie było znaczenia, czy chleb jest zepsuty, pełen trocin… liczyło się tylko zdobycie pokarmu, co niejedna osoba przypłaciła życiem. Nie było to jednak regułą. Okazuje się, że nawet w tak koszmarnych warunkach ludzie byli gotowi sobie pomagać, prowadzić inicjatywy ku pokrzepieniu serc.

Komiks o obozie. Czy to zdaje egzamin?

Chleb wolnościowy wydany został nakładem Państwowego  Muzeum na Majdanku. Jeśli chodzi o mnie, to była to miłość od pierwszego wejrzenia. Piękne, solidne wydanie, poruszające rysunki, zachowujące klimatem powagę tematu, chociaż zdania są podzielone, bo o ile ja podczas lektury byłam zachwycona, a sam pomysł połączenia tematu z formą komiksu uważam za doskonały sposób na trafienie do większej liczby osób, o tyle są też sceptycy. Twierdzą oni, że są jednak tematy, których nie powinno sprowadzać się do takiej formy, kojarzącej się głównie z rozrywką, a komiks dla nich jest zbyt infantylną drogą, żeby mówić o rzeczach ważnych i trudnych. Mają w tym pewnie swoje racje, ale zastanawiam się ilu z nich po przeczytaniu zmieniłoby zdanie. Można próbować, ale po prostu nie da się powstrzymać łez, czytając tak wstrząsające świadectwo tych, którzy ocaleli. Że komiks? Że trywialna forma? A może właśnie ta forma sprawia, że w ogóle jesteśmy w stanie przeczytać tak trudne i bolesne wspomnienia.

Serdecznie dziękuję zespołowi Czas na komiks, za możliwość napisania recenzji.