Są takie wpisy, które powstają w głowie i czekają na odpowiedni moment, żebym przelała je na kartkę (tak, jestem z tych, którzy mają swój kajecik i zawsze najpierw wszystko piszą ręcznie). Od kilku miesięcy nosiłam się z zamiarem napisania tekstu o tym, jak zakochałam się od pierwszego…usłyszenia.  Dziś Światowy Dzień Radia, w dodatku przyświeca mu hasło: Radio to Ty.  Chyba nie znajdę lepszego terminu na publikację tego posta.

Był obrzydliwy, deszczowy, kwietniowy wieczór. Pierwszy w nowym miejscu. Maleńka klitka na warszawskim Żoliborzu, parter, kraty w oknach i ta myśl, że coś poszło nie tak. Ale miałam radio. Co prawda zastanawiałam się czy rzucić nim o ścianę, czy słuchać kolejnej komercyjnej papki. Jak przystało na kobietę, wybrałam trzeci wariant. Zaczęłam skakać po stacjach. A nie, przepraszam, miałam tradycyjne pokrętło i szukałam dźwięków, które mnie ukoją.  I tak ręka zatrzymała mi się, kiedy usłyszałam piosenkę sprzed miliona lat. Button Hackers smętnie ubolewali nad tym, ze „Między nami nigdy nic nie było”, Szybko okazało się, że takiego właśnie smęcenia potrzebowałam. Ale o tym za chwilę…

Od zawsze kochałam radio. Od zawsze też byłam językową purystką starającą się, aby nikt nie miał nic do zarzucenia mojej dykcji. Moje polonistki cierpliwie opiekowały się mną i sposobem, w jaki się wyrażam, łamańce językowe z czasem nie były dla mnie żadnym wyzwaniem. Był nawet taki okres w moim życiu, kiedy bardzo mocno chciałabym spróbować sił w tej branży, z czasem doszłam do wniosku, że chyba jednak nie podołam.

W moim domu rodzinnym dzień zaczynał się od tego, że Tata włączał radio. Polka Dziadek do dziś kojarzy mi się z wakacjami. Ale dopiero tamten kwietniowy wieczór sprawił, że znalazłam swoje miejsce w eterze. Kolejny poranek spędziłam już w towarzystwie dwóch charyzmatycznych Panów. Marcin Kusy i Łukasz Suda potrafili naładować pozytywna energią, a z Justyną Sokołowską godziny spędzone w pracy bolały mniej. Nawe nie mogę nie wspomnieć o cudownej Pani Elinie, która, kiedy udało  mi się coś wygrać i szłam po odbiór nagrody, witała mnie słowami „pani Wiśniewska, jak dawno pani nie było, proszę się poprawić”. Od tamtego kwietnia minęło już prawie 6 lat, a ja ciągle nie mam dość.

Media społecznościowe sprawiły, że mogłam nawiązać interakcję z radiem, skutkiem tego, po pewnym czasie poczułam się przyjaciółką Radia Kolor (uwielbiam tak się określać, mam nadzieję, że nikt nie potraktuje tego jako nadużycia). Tym bardziej, że całe dnie (a niekiedy i noce) w moim mieszkaniu słychać dźwięki Koloru. Mogę się pochwalić, że czasem moi goście, jako przerywnik rozmowy mówią „o kurczę, wieki tego numeru nie słyszałem, co to za stacja?” i już zostają na tej częstotliwości! Moja krucjata sięgnęła nawet Zielonej Góry (nie Dominik, jeszcze nie załatwiłam Ci kubeczka). Co ciekawe, o czym muszę napisać, dzięki Radiu Kolor poznałam wielu cudownych ludzi. Ba! Popełniłam nawet zakochanie.

Moim ulubionym falom (103fm) w Światowym Dniu Radia życzę rekordów słuchalności. Bądźcie wierni swojemu profilowi. Jaki jest Kolor? Ciepły, taki…otwarty na słuchaczy. Dzięki Wam, na pytanie, dlaczego nie kupię telewizora, zawsze odpowiadam „po co, przecież mam radio”.