„No bo ty ściągasz na siebie nieszczęścia”… Ja? A skąd! Przecież w ciągu ostatniego roku tylko straciłam pracę, dwa razy mnie okradli, zostawił mnie facet, spadłam ze schodów i o mały włos nie straciłam oka. Doprawdy nie wiem skąd te podejrzenia. Przecież dostałam nową pracę, zrobiłam tysiące zdjęć, poznałam wspaniałych ludzi, przeczytałam rewelacyjne książki, słuchałam dobrej muzyki, rozdałam mnóstwo uśmiechów, kupiłam kilka par szpilek, założyłam bloga, zaczęłam udzielać korepetycji, zaparatyzowałam sobie gębę!
To był trudny rok, nie przeczę, pełen bólu, rozczarowań, niewłaściwych decyzji moich, niezrozumiałych decyzji innych. Przez ostatni rok miałam okazję dokładnie jak nigdy przedtem, poznać…siebie. Moje słabości, moją wytrzymałość i wreszcie siłę, jakiej niespodziewałabym się za nic w świecie.
Minęła 23:10. 26 lat temu przyszłam na świat. Nie było płaczu, nie mogłam się zdecydować czy zostać z Rodzicami i Siostrą. Zawróciłam w pół drogi. Ale to był dopiero początek… Dołożyłam do pieca już od pierwszych momentów mojego życia. Wszystkie wydarzenia wpłynęły na to jaką jestem i gdzie jestem. A dziś jestem w Krakowie. Uczciłam 26. urodziny 26 kilometrami spaceru. Jest pięknie. Jestem dumna, że potrafiłam zrobić sobie taki prezent. I chociaż nóg nie czuję a karczek po prostu sobie spaliłam (na fotografa-z białym pasem od aparatu) to uważam, że właśnie tego było mi trzeba.

Mamo, Tato, wszystkiego najlepszego! To Wam należą się życzenia :)