Zgodnie z zapowiedzią od dziś, zapewne przez najbliższe 3 tygodnie zamierzam wprowadzić do cyklu pierwiastek świąteczny. Znacie już moją słabość do światełek. Teraz nareszcie mogę je wykorzystywać i eksponować „na legalu”. Gotów na światełkową masakrę?

Wychodzę z założenia, że w fotografii najważniejsze są trzy rzeczy – światło, ostrość i kompozycja. Jeśli chodzi o zdjęcia nastrojowe to w mojej opinii światło robi największą robotę. Jak już wspominałam we wcześniejszych odcinkach absolutnie wielbię lampki choinkowe, które wiszą u mnie w sypialni cały rok. Ciepłe, kolorowe światło wykorzystuję do wieczornych zdjęć, gdzie rożnymi trikami można nie tylko zbudować nastrój, ale też świetnie odciągnąć uwagę od grzeszków związanych z rozmyciem i brakiem ostrości pod tytułem „brzytwa”. Moją ulubioną techniką jest rozmywanie światła jak w odc. 7 oraz łapanie ostrości na wszystkim poza lampkami, co daje efekt jak na zdjęciu z odc. 9 i tym dzisiejszym.

Przyznam Ci się, że w niedzielę zostałam podwójnie uszczęśliwiona. Najpierw Mój Łachudra kupił mi białe lampki na choinkę (której w tym roku nie będzie…), a potem Przyjaciele podarowali lampki – gwiazdki uwięzione w żarówkach. Nawet nie będę Wam mówić, jaka była wieczorem zabawa. Co się naustawiałam, naprzestawiałam, nadenerwowałam to moje, ale finalnie udało się zrobić kilka ciekawych ujęć. I mi i niezastąpionemu Dominikowi, który jest moim fotograficznym mentorem. Zdarzało nam się robić wspólnie zdjęcia przez telefon, bo mieszkamy 450 km od siebie. Tym bardziej fajnie było zrobić coś wspólnie bez pośrednictwa telefonu.

Najlepsze w światełkach tego typu jest to, że jakkolwiek byś ich nie sfotografował, od razu robi się ciepło i świątecznie. Czyli tak, jak w Mikołajki być powinno. A to dopiero początek. Przygotuj się w najbliższym czasie na światełka w milionie odsłon.