Możesz mi wierzyć, albo nie, ale filolodzy właśnie w taki sposób słuchają piosenek. To prawdziwe przekleństwo tak analizować poprawność gramatyczna i nie tylko utworów muzycznych. Doszukiwanie się głębszego sensu jest zboczeniem zawodowym. Michał Rusinek zrobił z tego przekleństwa i z tego zboczenia coś wyjątkowego.

Michała Rusinka nie zamierzam przedstawiać, ale gdybym się uparła, to w tym przedstawieniu użyłabym słów: polonista, krakus, sekretarz Wisławy Szymborskiej, autor urokliwych książek dla dzieci, właściciel nienagannej dykcji i ciepłego głosu. Słowem, mam do tego człowieka słabość. Chociaż nie podchodzę do niego bezkrytycznie. Ostatnio miałam przyjemność rozmawiać o Michale Rusinku z innym polonistą, który zwrócił mi uwagę na kilka spraw i nie sposób było się z nim nie zgodzić. Ale wracając do lektury…

Rusinek i jego trylogia

Michał Rusinek kojarzy mi się z książkami dla dzieci, ale kiedy wyszły jego Pypcie na języku, okazało się, że styl pisarza bardzo mi odpowiada. Mało tego, jego poczucie humoru i podejście do języka polskiego w wielu kwestiach jest zbliżone do mojego. Chociaż wiadomo, że mi jeszcze wieeeeele brakuje do takiego poziomu erudycji i elokwencji. Ale uwierz mi, robię co mogę, żeby się rozwijać. Potem była jeszcze książka Niedorajda, wyśmiewająca poradniki, które ludzie traktują jak receptę na szczęśliwe życie. Teraz przyszedł czas na Zero zahamowań, które autor nazwał częścią trylogii. I tak mamy trylogię Rusinka.

Co poeta miał na mysli

To pytanie jest najgorszym pytaniem z możliwych. W liceum sprawiało, że miałam dreszcze i odwadniała mną niemożebna ochota wołania o pomstę do nieba. Na studiach polonistycznych doczekałam się i usłyszałam, że nie ma czegoś takiego jak jedna, słuszna interpretacja, co przecież mi, jako dziecku reformy edukacji, przy okazji sprawdzianu szóstoklasisty, egzaminu gimnazjalisty i matury, usiłowano wmówić. Dlatego też, do analiz tekstów muzycznych , które wyszły spod pióra Michała Rusinka podeszłam jako do tego, co on akurat wyczytał w tekście. Zabawa była przednia. Odradzam jedzenie i picie w trakcie lektury.

Ona czuje we mnie piniądz

Chcemy czy nie, największą wylęgarnią arcyciekawych tekstów piosenek jest nasze (aż się ciśnie na usta – narodowe) disco polo. Czy Oczy zielone traktują o miłości do psa? Czy Jesteś szalona jest o szaleństwie jej, czy jego? Po wysłuchaniu Małolatki nie powinniśmy przypadkiem zawiadomić prokuratury…? Autor to wszystko wyjaśnia z charakterystyczną dla siebie ironią, skrywaną za wzbudzeniem w czytelniku przeświadczenia, że podszedł do tematu śmiertelnie poważnie. Jednakże mam wrażenie, że zaczynając z grubej rury, czyli od piosenek disco polo wpadł w pewną pułapkę. Dostaliśmy deser przed zjedzeniem nudnego kotleta. To właśnie w tym rozdziale jest najwięcej „perełek” i przechodząc do piosenek z seriali, czy utworów patriotycznych mamy pewien niedosyt. Ciężko pozbyć się poczucia, że najlepsze już za nami. Te rozdziały nie są złe, po prostu nie są równie przebojowe co dwa pierwsze. Kto by pomyślał, że przyjdzie taki dzień, kiedy ja stwierdzę, że najlepiej bawiłam się przy disco polo – Siostro widzisz to???

Rusinek dla wszystkich, czy dla wybranych?

I teraz pojawia się pytanie zasadnicze. Czy poza momentami komicznymi dla absolutnie wszystkich (np. Ty, mała, znów zarosłaś, jako piosenka o łące do skoszenia) analiza utworów muzycznych, napisana kunsztownym, starannym, a nade wszystko specjalistycznym językiem, rozbawi tak mocno jak mnie, również kogoś, kto nie jest takim świrem polonistycznym? Czy nie wymagamy od przeciętnego czytelnika zbyt wiele? Większość zapewne wie kto to podmiot liryczny, ale co z asonansem, dysonansem czy intertekstualnością? Byłoby super, gdyby każdy szukał w słowniku znaczeń słów, których nie rozumie. Ale tak się nie dziej. Niemniej jednak ja bawiłam się podczas lektury świetnie. I jedyne co mogę dodać, to: tak, właśnie w ten sposób słucham muzyki. No i może jeszcze pół słowa oburzenia za Grabaża. Rusinek i jego wypunktował, ale dla mnie teksty Krzysztofa Grabowskiego to mistrzostwo świata.