Jeszcze niedawno, chociaż czuję już oddech trzydziestki na karku, byłam uroczym pryszczolkiem. Ciocia od nastoletnich lat tłumaczyła mi, że to krostki młodości i wszystko minie w swoim czasie. Tymczasem ja dwoiłam się i troiłam, żeby wyjść z tej opresji z twarzą. Kolejne złote środki okazywały się co najwyżej pozłacanymi, a ja robiłam się coraz starsza i coraz bardziej zakompleksiona. A potem odkryłam olejki do twarzy.
Jeszcze nie tak dawno, kiedy ktoś powiedziałby mi, że mam na moją twarz nakładać olejki, postukałabym się wymownie w głowę i prasnęła śmiechem. Potem trafiłam na książkę Sekrety urody Koreanek i natychmiast musiałam wypróbować wszystkie wskazówki zawarte w książce. Tonący wszak brzytwy się chwyta, więc skończyło się na tym, że rzeczywiście kupiłam mój pierwszy olejek. Wtedy jedynym olejkiem do twarzy, o jakim słyszałam były olejki z Bielendy. Miały one bardzo fajną właściwość – pod wpływem wody wytwarzały pianę, co sprawiało, że nowa metoda oczyszczania nie była dla mnie aż tak bardzo uciążliwa. I tak od ponad 1,5 roku wyrobiłam własny rytuał oczyszczania, wypracowany na podstawie wyżej wspomnianej książki. Na sucha twarz nakładam olejek, moczę ją, następnie myję żelem do mysia twarzy, potem tonik, serum i krem. Rezultaty przyszły tak szybko, że wiedziałam, że pozostanę wierna tej własnie metodzie. Powiedziałam „metodzie”, a nie olejkowi. Chciałam spróbować czegoś nowego i pod wpływem wpisu Basi kupiłam olejek Nacomi. Może nie byłam tak zachwycona jak Basia, bo jednak to strice olej. Tu nie ma żadnej piany, tylko tłusta maź. Ale… Własnie skończyłam pierwsze opakowanie i koniec końców nie wróciłam do Bielendy. Okazuje się, że mimo braku wspomnianej piany, mimo absolutnie beznadziejnego dozownika, który sprawia, że po tygodniu masz cała łazienkę w oleju, to właśnie to, czego szukałam.
Nie, nie chodzi o to, że szukałam produktu, który upaskudzi mi pół łazienki. Szukałam olejku, który będzie działał i przy okazji będzie miał fajny skład. Aplikacja wskazała tylko jeden potencjalny alergen. A skoro moja hiper wrażliwa skóra jednak się jemu nie poddała, to widocznie nie jest taki straszny.Tak czy inaczej, ja tu i teraz, publicznie oznajmiam, że olejek ten to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Jednak zasada „olej rozpuszcza olej” jest trafna i po moim rytuale oczyszczania twarzy, moja skóra pozostaje świeża i w naprawdę świetnej formie.